Jak wyschnięta, płytka studnia,
z której życia nie zaczerpniesz
i nadzieja jakże złudna -
miłość tak po prostu więdnie
jak piwonii pęk bez wody,
kiedy płatki opadają,
martwe tracą swą urodę.
Dźwięki duszy we mnie grają,
głuche jęki samotności
i tętnice krew tłoczące
bez wytchnienia, bez litości.
Łzy jak ognia żar gorący
nie ukoją, nie pocieszą.
Żalu bezkres w sobie tłumię
jak upadły anioł grzesząc,
wzywam deszczu zimny strumień!
Pragnę czuć pieszczotę chłodu,
pragnę doznać ciała drżenia.
Nakarm, gdyż umieram z głodu:
czułości i zrozumienia.