Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

maciej ryszka

Użytkownicy
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez maciej ryszka

  1. Uwikłany w dwa prawa własnej niepowtarzalności i powtarzalności nieustannie poszukuję w głębi samego siebie bytu prawdy w niebycie na ziemi w czarnym piekle w myśli czerwonym czyśccu w pyle błękitnym słońca i drogi mlecznej w niebie żeby po mnie następcy własnej powtarzalności i niepowtarzalności dalej poszukiwali w głębi nie samych siebie.
  2. Nie ma życia. Jest tlko śmierć. Z tym zasypiam. Nie ma śmierci. Jest tylko życie. Z tym się budzę. W nocach i dniach giną dni i noce. Ktoś umarł. Gdzieś gaśnie nadzieja. Czyjś płonie niepokój. Żal jeszcze nie zginął.
  3. Już się coraz bardziej z wieku wyprowadzam. Widzę to najlepiej przez okna mych oczu. Dzień po dniu usłużnej własności wyprzedaż z pośrednictwem nocy. Coraz mniej odbiorców- swym oczom nie wierzę: jedne widzieć nie chcą, drugie nieprzychylne, trzecie niedomknięte. Zaskoczenie. Trzask i rozdarcie powiek. W oczach nie naoczny, lecz między oczami żyję, kontaktowy poza samym sobą, poza ludzkim wzrokiem tworzę współzależną samotność społeczną.
  4. Wyspa bezludna, którą zaludniał sobą-zapewne już by się do niej dzisiaj nie udał. Raczej nawiedzi drugą połowę księżyca, która w niewiedzy drzemie. Przewrotną poznać powinna ziemię.
  5. Nie tylko czułe noce i dni na klucz zamykam jak psa co na wersów łańcuchu strzeże mojej bazgraniny. Im więcej myślę o sobie tym bardziej się od siebie oddalam. Im większa odkrywczość prwady tym większa skala zakłamania.
  6. Wzywam Miłość, która umęczona umiera ścięta zimnym ostrzem nocy, napełniając powietrze zapachem bezruchu. Rozwiany koszmar nieskończonej bezsenności, pragnienie, co w złotym kurzu wznosi się ponad balkonami Nieba. Przychodzę namaszczony do żródeł, gdzie życie ma wagę tysiąca narodzonych i tyleż samego tysiąca umarłych z ręki kamieniarza. Wzywam Miłość, przybrany we własną żałobę.
  7. Ujrzałem miasto,głęboką szorstkość jego lasu i to niebo, i to słońce, co rodzi się na gałęziach. Wśród labiryntu pni widziałem obfitość ptaków, które zajęte były ściganiem innych ptaków, srebrne żyły pajęczyn drżały pod ogniem rosy. wieże kościołów, jak prężyły się z dala niczym żagle korsarzy, rzekę, która stała się wodą na młyn i most o kocim grzbiecie głaskanym we śnie przez rękę małego chłopca. Tu obłożony żagwiami poranka, pod osłoną murów osiadłych przez kruki, postawiłem na miłość. Dziś kochankowie bez drugiego brzegu żyją żarliwie, różnie, jednak wciąż razem. Tyłem do gwiazd ich lot wydaje się wiecznym. Już okręt wyruszył w morze uniesień, a oni, spóźnieni nie wzejdą w pamięć wraz z pierwszym oddechem słońca. Tylko złotem kuszone mewy, szybują niczym gospodarze wędrowni, wraz z światłem przebijając śmierć i bezład. Białe kwiaty tajemnic nieprzerwanych.
  8. To dla Ciebie dla kwiatów kwiaty śpiewają. To dla Ciebie słońce pełne blasku przekraczało próg. To dla Ciebie kamienie w wodzie migoczą jak gwiazdy. To dla Ciebie nie jestem sam w sadzie pełnym jabłoni. I już nie błądzę w szczerym polu porusza się żywo rząd stokrotek zapachy ich wyzwala rosa a daleko w lesie wykluło się pisklę. Idę rzeką płynącą po kamieniach, uszy moje z poranną poznały radością wszystkie prądy, wszystkich strumieni śpiewają w moich żyłach.
  9. Dudnią kroki, szepczą okna, myśl przecina chleb w skorupie głowy. Jakie znaczenie ma dziś? Czym jest jutro, gdy liczy się to co tu i teraz? Wciąż tylko kawa, aż dziwię się, że jeszcze nie utonąłem. Czemu nie mogę cieszyć się tym co wczoraj, tylko dlatego, że nic już nie cieszy? Śpię i wyglądam jakbym śnił tylko ten jeden raz. Dni żarłoczne jak psy wściekłe, surowe mięso obdarte ze skóry. Gdybyś nie zapukała do mnie umarłbym ze wstydu, skąpany w pąsie krwi. Gdybym mógł zaryzykować, zapłaciłbym każdą cenę za bycie poza czasem, co dniami potrafi wstrząsnąć jak piorun letniej burzy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...