rzucał jej w twarz żywe kwiaty
a ona grała nimi na powłokach zmierzchów
nasycał jej wody zapachem mazowieckiej ziemi
a ona upijała gamy aromatem wilgotnego zboża
delikatnie wplatał w jej włosy bocianie gniazda
a ona łopotała skrzydłami tajemniczo uśmiechając się do słońca
uczył ją jak szumią polskie wierzby
nawołują puszczyki.
dorożki wystukują mazurki o warszawskie bruki
posłuszna lekko pozwalała prowadzić się za rękę
rozdzierał ją bólem
łamał cierpieniem
zasmucał żałobą i tęsknotą
jakże pięknie jej było w aksamitnej czerni
dotykał i pieścił ją obrazami z dzieciństwa
przetykając jej warkocze wstęgą baśni kołysanki kolędy
z radością stroiła się w świąteczne przykrótkie sukienki
uległa jego dłoniom
fantazjom
pozwoliła się wywieść z niebytu
to on ją począł
w uniesieniu tchnął w nią ducha
oddał serce bez wahania wzięła i przyjęła jak swoje.
stał się nią
a ona stała się nim
na zawsze razem
jak biało-czarne klawisze fortepianu
połączone
w jednym akordzie