zimowy pejzaż
budzisz się pod pierzyną skarg i niedowierzeń
podnosisz głowę znad śnieżnego lamentu
pytasz jak długo jeszcze będziemy trwać
w tej minusowej temperaturze naszych ciał
kiedy wreszcie rozpalisz ogień w palcu
odgarnij ten śnieg sprzed naszych stóp
skutych w jedną taflę jeziornego lodu
i zdejmij wreszcie ten mróz z czoła
bo się przeziębisz a ja się od ciebie zarażę
chłodem myśli