Podłoga. Bardzo mi wygodnie na podłodze. Nie czuję zimna, które od niej bije. Żarówka. Nasycam oczy zimnym, sztucznym światłem. Łzy. Płyną same, choć proszę o jeszcze. Rozłożyłam ręce. Czy dobrze byłoby mi spadać? Może… Chwila złudzenia, że lecę. Nie od razu czujesz, że spadasz. Najpierw wpadasz w euforię. Niemożność zaczerpnięcia powietrza, błogosławiony stan oszołomienia mózgu, wynikający z jego niedotlenienia. Potworna lekkość, której nigdy się nie spodziewałeś, a jednak jest odczuwalna w świecie betonu, żelaza i szkła. Spadasz. Wszystko dookoła jest rozmazane, nieostre, prawdziwe kształty i barwy zatraciły się. Spadasz. Po załapaniu pierwszego oddechu zachwyt zaczyna cichnąć. Spadasz… Ziemia. Ziemia jest coraz bliżej, zlewająca się jeszcze chwile temu masa, nagle nabiera wyrazistych konturów. Ziemia, spadasz, ziemia. Euforia mija, nadchodzi czas na refleksję „czy było warto? Zdaje się, że to co piękne trwało sekundy. Dla złudzeń o szczęściu teraz spadasz. Strach. To odpowiedni moment na strach. Lekkość staje się wspomnieniem, czuć okropną siłę grawitacji, która brutalnie nie pozwala wznieść się wyżej. Spadanie samo w sobie nie jest złe, można się oszukiwać, że być może dostaniesz skrzydeł i znowu zaczniesz latać. Cóż spadasz. Staje się to faktem niezaprzeczalnym, ale przywykłeś do tego stanu. Chłód. Czujesz go w całym ciele, ale są organy szczególnie narażone. W grupie wysokiego ryzyka znajduje się serce, ono najszybciej zamarza. Resztę ciało można jeszcze do czegoś zmusić. Krew mimo wszystko krąży, choć nic jej nie pompuje. Spadanie wbrew pozorom może trwać długo. To pewnie przez bezsensowne próby machania rękoma, które mają przynieść jakieś efekty. Złudzenia, cały czas złudzenia, chyba tylko dzięki nim, jeszcze się nie rozbijasz o chodnik. Ale serce zamarza, coś w nim jeszcze się tli, może nadzieja (w końcu jej matką jest głupota, nieograniczona i niepojęta). Ułamek sekundy, w czasie którego powraca logika. Zamarzło. Chodnik. Uderzenie, o dziwo bezdźwięczne. Świat wcale się nie skończył, tylko coś się rozbiło, rozprysło na miliard kawałków. Nie pozbierasz tego i nie posklejasz. Wtedy możesz wstać jak ja i iść dalej. Nauczyłeś się już spadać, zrozumiałeś, że człowiek nie lata. Z tą wiedzą łatwiej jest żyć i umierać. Idziesz dalej lżejszy o zbędny bagaż.