upadlem na ziemie tak nagle
nagi jak rajski lisc
ptaki smacznie jeszcze spaly
obudzil je moj krzyk
otwarlem zmeczone zielone oczy
krew trysnela z nich
drzewa skladly mi niskie poklony
jakbym krolem byl
wchlanialem wszystko co swiete i nedzne
dzielac tasujac jak mistrz
otwarlem przed wami kosmiczne przestrzenie
a wyscie zbili z drewna krzyz
odszedlem wiec cichy pusty milczacy
zniknolem jak nocy cien
zabralem ze soba kwiat tesknoty
zebraczy kij i psia wiez