Prostaczek przysiadł na kamieniu
idąc, siadł przy wiejskiej drodze
zamyślił się na momencik
o swoje przyszłej z marzeń żonie
zakochał się w swym marzeniu
tak, wymyślił swą małżonkę
nie opuszczając na krok nawet cienia
kroczył z nią po lśniącym lesie
światło przed nim rozszczepiało się,
drobiny rosy kłaniały mu się
szeleszczący wartki strumień w tonach wody
melodię grał jak flet...
klimat był nie byle jaki
on i ona w tym marzeniu
tam, tak przechadzali się...
ocknął się jednak człowiek
i na samotności dróg powrócił szlak...
z laską i plecakiem swoim
ruszył dalej w wielki świat...