W małym pokoiku z oknem odbitym
w wiszącym zwierciadle
wstydzą sobie spojrzeć prosto w oczy
podstarzałe ściany.
Wstydzi się też odezwać krzesełko
odsunięte przed chwilą od stolika.
I stolik sam milczy, choć pod ciężarem
zastawy zaraz w drzazgi pójdą mu nogi.
Między ramami zwierciadła błyska
i krzesełko i stolik, i ściany.
Ucieka za to wskazówka, z widocznej
połowy zegara.
Widać taflę lustrzaną dokładnie i czysto.
Po czyichś rozpiętych dłoniach i
po czyimś nierównym oddechu
śladu jak gdyby nigdy nie było.