Śniłem dziwny sen.
Lecz nie o tym opowiedzieć Ci chciałem
Ważniejsze jest bowiem to,
Co po pobudce na własne ślepia ujrzałem
Oczy otwarłem szeroko,
Choć byłem jeszcze zaspany
I nagle widzę – mój pokój – sufit, przyległe doń ściany
Wszystko tak dziwnie kanciaste
I nazbyt ciut kwadratowe.
Kwadratowa podłoga, łóżko, stół, drzwi frontowe.
Ruszyłem w kierunku najbliższej mi kwadratowej ścian, w którą to okna kwadrat był pośrodku wpisany.
Podchodzę, wyglądam przez szybę, widzę: kwadratowe domeczki, a w każdej ich kwadratowej ścianie
Kwadratowe okienka, ileż ich tu najebane?
Wtem mój Brat przez drzwi kwadratowe do pokoju wpada.
Co Ty się tak wytrzeszczasz? Zapytał zdziwiony nie lada.
Ja zaś z otwartą gębą w szoku jeszcze niemałym,
Słowa wlewałem w gardło, by mordą się wreszcie przelały:
Mówią, że świat nasz okrągły, drogi mój Ty Bracie,
To czemu gdzie kurwa nie spojrzeć,
Tam miast koła jest kwadrat w kwadracie.