Witam wszystkich, to mój pierwszy post i zarazem pierwszy wiersz, chociaż nie nazwałbym tego wierszem. Proszę o wszelkie komentarze, jeśli trafi się jakiś przychylny, w co wątpię, to będzie miło, więc nie krępujcie się powiedzieć, co myślicie o mojej próbie.
Szkolna sala, brudny parkiet
przy tablicy Marian z Markiem.
Koleżanki i koledzy
nie ufają już ich wiedzy,
a przy biurku stara baba,
jest powodem ich dumania.
Na zadane im pytanie
z wiedzy ścisłej niebywale,
w popłoch wpada Marian z Markiem
już za włosy Marian szarpie.
Marek wzrok swój wbił w podłogę
i w swych trzewiach poczuł trwogę.
Cisza w sali, nikt nie pisnął,
pozostało zęby ścisnąć,
konsekwentnie nic nie mruknąć
podtrzymując nutę smutną.
Odezwała się więc baba
głosem tęgim niczym grabarz:
"Chłopcy drodzy, znowu lufa,
szybko oddam przez was ducha.
Teraz żwawo, marsz na miejsce
rozmyślajcie o swej klęsce".
Wtedy Marian pierwszy rusza,
za nim smutna Marka dusza
i tak Marian dostał pałę,
wraz z Marianem także Marek.