Księżyc się dzisiaj do mnie usmiechnął,
daję słowo, pierwszy raz w życiu,
I promieniem srebrzystym do mnie machnął...
- Wejdź na te swiatło, mała, nie siedź w ukryciu.
Srebrzyste oczko do mnie puścił,
aż się zaiskrzyły szyby w oknie,
na srebrnych ustach uśmiech zagościł,
a księżycowy pył, opadł na mnie.
Stałam w tym oknie jak zaczarowana,
srebrzysta poświata kładła mi się u stóp.
Lunatycznym spojrzeniem, zahipnotyzowana,
rwała się dusza, by przekroczyć ten próg.
Wtem chmurka się pojawiła znikąd.
Księzyc brew zmarszczył, nos na kwinte spuścił.
Granatową nocą wróciła ma dusza stamtąd,
czasem tylko wspomina, jak ją Księżyc pieścił.