na ulicy czkawka kroków
pęka w nas noc zasypiasz
rozchylona na propozycje
przybiję ci ręce
do horyzontów łóżka tętnicą spławię igły
słowem piersi ścisnę a na końcu wdechu
urosnę palce po gardło w pościeli gasząc włosy
w recepcji bladego świtu
w twój sen się wcisnę
aż po krzyk