nadchodzi moment,
by czemuś zaufać.
wertuje księgi w głupiej nadziei,
że znajdę w nich wskazówki
dla czego mam żyć.
lecz te strony krzyczą wciąż pustką.
czy Ty, masz mi być Ojcem, czy idolem?
mówisz przez ludzi
którym nie ufam,
bo nie słyszę trzepotu ich skrzydeł,
a moje zamokły od łez.
gdzie ta Nagroda?
zaświadczcie mi o niej!
i czemu macie w pogardzie ludzi,
którzy robią wszystko, nic nie oczekując,
nie mając czasu na trzymanie waszego sztandaru,
by powiewał na wietrze.
skaleczyłem się w palec papierem,
a te słowa, nawet zbroczone krwią,
są martwe.
czy ja też muszę być martwy,
by uwierzyć?