Czasem przebrzmiewa we mnie echo wrodzonej tolerancji
Z refrenem: „On jest autonomiczną jednostką, nie masz prawa wymagać”
Czasem zostaje w głowie: „płacę – wymagam”
Czasem rano wymagam, wieczorem mniej
Czasem rano miesza się z wieczorem
A złoty środek jest zbyt filozoficzny
I niezbyt właściwy na ten moment.
Czasem jedzie się do hotelu, czasem do jego biura
Potem „nie wiem”, „nie mam czasu”
Czasem w ogóle zapomina się wieczoru
Z czasem zapomina się te dni.
Zostaje tylko:
Pamiętam...
Czytał książki o krzesłach
No...
Był śpiewakiem operowym
Ah...
Diabeł wcielony
A ten...
No...
Eh...
Dyrygent..
I Coś pamiętam...
Ale Nic więcej.
Uprzedź mnie dzień wcześniej
Chcę bardziej to przeżywać.
Jeśli lubisz Bacha...
Będę go słuchała cała sobotę
I spotkamy się w niedzielę
Nawet jeśli się nie pokochamy na zawsze
Zapamiętam.
Dzień szczęścia.
Nie tylko poranek albo wieczór
Zapamiętam, co potrafiłabym zrobić dla Ciebie
Zapamiętam, że naprawdę chcę kochać ludzi
I kochać to, co kochają.