Jest taki park w moim mieście. Park to może zbyt szumne określenie. Zawsze był to tylko kwadrat trawy. I kilka drzew. I trzy ławeczki były. Jest taki park. Zimą cały w pustce i wieje po kostkach. Zato latem jest bardzo, ale to bardzo przyjemnie. I romantycznie tak jakoś. Nie przychodzi tutaj na szczęście za dużo ludzi. Bo i spacer zbyt krótki. Bo i ławeczki tylko trzy. My tu często bywaliśmy. Z Marią. Posiedzieć. Poczytać w sobotę poranne gazety. Porozmawiać. Po cichu. Rozmowa szeptem ma jedną dużą przewagę nad pełnym głosem toczony dialog. Atmosfera takiej rozmowy jest zawsze tajemnicza. I osobista. Tylko dla tych par uszu, które są blisko. Rozmowa w sam raz na ten park. I vice versa. Więc toczyliśmy tam takie rozmowy. I robiliśmy zdjęcia. Pani z ławki obok karmiła gołębie. Panie z ławki dalszej rozmawiały o wnukach, wnuczkach, wysokości emerytury i cenie gazu. Jest taki park. Kwadrat trawy i kilka drzew. Tylko ławeczki już jeno tylko dwie. Od jakiegoś czasu.