w bezdennej głębinie własnej głupoty,
w niepewnym wieku bólu i smutku,
po trupach do śmierci wolno, po malutku,
topimy się, stale tracąc wszelkie cnoty.
i cóz nam po kwiatach czystej boskości,
posągach poezji i sztuki znamionach,
niemal owa śmierć chwyta w ramiona,
gdy tak o własnej mówimy małości.
a niech już tonąc skonam z boleści,
niech się świadomość w otchłań zapada,
niech się do głowy wątpliwość wkrada,
nim przepadną wszelkie cudowne treści,
bo świat w złym kierunku od dawna zmierza,
patrze, widzę i nie chcę dowierzać.