" W jesienny wieczór, słońce dystyngowaną ręką maluje grzbiety chmur,
W szybie drgającej widziany kątem oka ludzki kontur
Rozpędzony ciąg metalowych puszek, myśli przeróżnych wytwór
Kołami ciężkimi z lekkością po szynach pędzący potwór
Zbiera żniwo miłości, obowiązku, codzienności tortur
Dziesiątki niemych twarzy osaczonych wśród sterylnych komór
Ludzkich myśli na części pierwsze rozbiór
A ponoć to tylko pociąg, nie żaden potwór!"