Rozkołysała się noc
Nad skrzydłami sowy
Która wbiła się w lot
Oddać cześć księżycowi
Trzepot liści zawtórował szeptem
Żałobnej pieśni świerszcza
Aż nagle rosa zadrżała dreszczem
Na dźwięk muzycznego piękna
Tu na cmentarnej ścieżce cichej
Kochankowie miłość wyznawali
Tu na cmentarnej ścieżce dzisiaj
Ich drogi na zawsze się rozwiązały
Rozrywa lubieżnie jej ciało
Aż trupi odór kipi wokół
Nienasycony, ciągle mu mało
Wodzi językiem po martwym oku
Wgryza się we wnętrzności chciwie
Macza dłonie w wilgotnych jelitach
Wysysa soki życia prawdziwe
W nieokiełznanym tańcu współżycia
Pocałunki składa w martwych komnatach
Po wzburzonych płucach słania wargami
Usta krwawe bawią się w okrutnego kata
Poczęstunkiem nie chcąc dzielić się z larwami
A gdy dociera do serca zimnego
Wszechświat cały swoim jękiem
Pchania duszę i jego samego
I łzy po twarzy toczą się piętnem
Tak to w piekielnej niewierze
W wspomnieniu boskiej radości
Spożył ostatnią wieczerzę
Z owoców martwej miłości