Ogłuszające skrzypienie
i wyzywające błyski
raz jeszcze odbijają się echem od dna.
Powtórne mdłe dźwięki rozkładu
poprzez moją pulsującą, błotnistą czaszkę.
Nadszedł kataklizm
by raz jeszcze ograbić
moje nienasycone nadzieje na zwyczajność.
Czy to spełnienie celnych wątpliwości
pod koniec chorego, nieznanego końca?
Moje stopy lekko błahe i zmęczone.
Oddech przumuszony smołą.
Skarga zapomniana przez swoich prekursorów.
Moje myśli są pochyłe, koncentracja nieobecna.
Diagnoza, zawał zdarzeń losowych,
przynosząc złe samopoczucie z niezadowolenia.
Całe siebie zrozumienie ulega zmianie.
To trwanie zostało złamane.
Opuszczona z obskurnym rozczarowaniem,
Strzępione na moich skutych krawędziach
od rozpadu, który głośno oznajmia rozwikłanie entropii.
Pyta czy przejdę przez życie konającym przypomnieniem.