Na polnej drodze stał pies. Życie nie obchodziło się z nim łaskawie. Był wychudzony, z krwawiącymi ranami na boku i głowie. Dookoła niego szumiały łany złotego zboża. Było ciepło, pogodnie i tylko szum poruszanego wiatrem zboża był jedynym zburzeniem ciszy.
Na horyzoncie polnej drogi pojawił się kurz i bardzo szybko zbliżał się do znieruchomiałego, biednego psa.
Biedak zobaczył ich, gdy byli bardzo blisko.
Z kurzu drogi wyłonił się rower a na nim kolorowo ubrany młody chłopiec. Obok biegły dwa owczarki. Wielkie, doskonale odżywione.
Nim ten mały biedak stojący na piaszczystej polnej drodze zdążył się ruszyć usłyszał głos człowieka.
-Bierz go, i dwa wypasieni jego pobratymcy rzucili się, aby wykonać polecenie swojego pana.
Wszystko trwało chwilę, po której kolorowy chłopiec klepał swoje psiaki po ich wesołych pyskach.
Chłopiec wsiadł na rower i ruszył rozświetloną słońcem drogą dalej. Obok biegli dwaj jego przyjaciele.
I tylko tam, wśród łanów zboża pozostał zamordowany, mały, poharatany piesek