szukali szczęścia w gwiazdach
na mapach dloni widzieli przeznaczenia
bali się złych znaków
omijali czarnego kota
czekali na szczęśliwe dni
nadzieję zastąpili kartami
modlitwę seansem u wróżki
i gdy już wszystko o sobie wiedzieli
zauważyli,że pomylili się
i powinni się jeszcze nie narodzić
Zagubilam się w zimowym pejzażu
Ciekawe odkąd i dokąd trwa nieskończoność
Zaczyna się w zmarszcze wyrzeźbionej palcami czasu na twym czole
Kończy za każdym razem gdzie indziej
Idąc za tobą, będąc twoim Cieniem
Katedra drzew nade mną
Ich biale ramiona obejmują mnie
Samotność – staruszka wyciąga swe kościste dlonie
Czuję jej chlód – nie odpycha mnie jej chciwy wzrok
Może nigdy nie była bardziej mą Siostrą