Drzwi gwałtownie popchnąłeś,
By zatrzasnąć wszystkie zamki,
gdy już po raz ostatni,
pociągnąłeś za klamkę,
Z okiem lekko wzburzonym,
i ciut zobojętniałym,
ostatniego przyjaciela,
zza progu pożegnałem,
A Ty krokiem stanowczym,
ale duszą nieśmiałą,
z raną płytką w sercu,
jeszcze nie zgorzkniałym,
Za nami były lata,
były szczyty i doliny,
Od tej pory samotnie,
I z niczyjej winy,
Gdybym mógł Cię ukryć
w półmroku zapomnienia
już niewiele by zostało,
z mojego istnienia,
Dlatego żył będziesz nadal,
choć nie tak jak wcześniej,
W pamięci mej, od ciała
dużo bardziej bezpiecznej,