
Zaneta
Użytkownicy-
Postów
14 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Zaneta
-
Bezduszny otoczył mnie krąg W tańcu porwane marionetkowe tułowia Białe tango - pani podgryza pana Ich spięto-zmęczone powieki To motto igraszek Pantofelek gniecie usta mężczyzny A on - krawatem omotał jej gardło Czekają w bez ruchu Kto pierwszy rozpęta rytmiczną wojnę? to rytm rozdrażnił kochanków ciała pełne krwawiących ugryzień to walka zmysłów namiętnych cios za ciosem odgrywa kolejną scenę za rozkoszni by walczyć za głupi by składać wdzięczne ukłony
-
Umierająca żona – panicznie rozdarta uśmiechem Nie obejrzysz kolejnej „Mody na sukces” Przeliczasz senny rachunek sumienie NIE...zasmakujesz kieliszka likieru NIE...dopalisz papierosa NIE...pozamiatasz podłogi NIE...domyjesz wigilijnego półmiska NIE...uprasujesz marynarki NIE...porozmawiasz szczerze Poprzeszywane dłonie – buszują w nich brunatne kanały Drążą jak krety w otchłani ciała Poharatana brew soczyście zatrzepotała policzek wtulony w poduszkę wdycha jej słodkie powietrze zapłakana twarz jej nadprzyrodzony, bolesny wodospad jak wierny, skupiony kochanek całuje jej dłonie – zmęczone i kocha jej każde może…ostatnie spojrzenie białe – pełne chaosu oczy walczyła z mroku kurtyną co chwilkę podnoszą głowę walczyła o chwilę spokoju jego twarz pełna skupienia i słowa bożej modlitwy dłonie skrupulatnie złączone i pieśń serca dudniąca: „TY przecież wiesz, że nie zawiniłem
-
Plastelinowe chodniki, pozostawione odciski dziecięcych, malutkich stópek, chwiejące papierowe drzewo śpiewa wraz z wujkiem Gramofonem piosenkę tak znaną, jak smak babcinego kompotu: - zakazany owoc, ciągle krąży mi na głową…zakazany owoc… To nic, że Tomcio zapomniał palucha – przecież może wziąć chałkę, to nic, że Kubuś nie lubi już miodku, to nic, że Kłapouchy, co piątek wyprawia imprezkę, a mały Prosiaczek nie tańczy już twista. I tak wspominam dni spędzone przy dębowym korzeniu – pamiętasz Natalko jak Ciocia Sowa opowiadała o dzielnych gumisiach? Babcia Bunia zaparzy nam herbatkę z gumisokiem – wyleczymy uciążliwy katarek i zwalczymy upiorny ból główki. - Natalko zabiorę cię w świat moich młodzieńczych wspomnień, przedstawię ci wszystkich moich malutkich przyjaciół, poznasz wiernego psiaka Reksia i kotka Filemonka. Zabiorę cię we wspaniałą Karinę Muminków, poznasz samotnika Włóczykija oraz przezabawnego Ryjka – nie martw się jest tchórzliwy i leniwy, – ale razem pokażemy mu, że nie ma się, czego bać – a wiesz Natalko jak pokonać strach? - Wiem kofany psyjacielu - tseba zapalić swiatełko, albo zawołać mamę, która pocyta bajeckę. Można tes przytulić pana królicka. - A znasz Natalko nocną zabawę w mruganie oczkiem? To proste – jak będziesz się kiedykolwiek bała to mrugnij oczkiem do swojego kochanego króliczka, a potem szybciutko go przytul. To naprawdę działa, przecież jestem twoim przyjacielem, nie oszukałbym cię., - Wiem, wiem – ufam ci, jesteś naprawdę kofany… Tak też Natalka uczyniła; poczym spokojnie zasnęła. Myśli dziewczynki przepełnione były marzeniami o chmurkach pełnych cukrowej waty, o lizakach we wszystkich kolorach tęczy, o mamie, która pięknie się uśmiecha i tacie jak zwykle odważnym. Cichutko i sennie mrucząc jeździła na wszystkich znanych jej pojazdach; śpiewała też znane i mniej znane piosenki. Natalka lubiła słuchać swego przyjaciela, uwielbiała jak wypełniał jej każdą dziecięcą chwilkę – nie znała jego wyglądu, ale jej radosne i czyste jak łza serduszko wsłuchiwało się w wieczorny i bardzo tajemniczy głos – dochodzący; sama nie wiedziała skąd. Gdy pierwszy promyk słoneczka ucałował dziewczynkę w nosek pomyślała, że czas wstawać, że dzień jest piękny i że trzeba go wykorzystać, końcu trzeba dokończyć piaskowej królewnie zamek, Natalka w planach miała również piękną fosę – mostem zwodzonym miał zająć się tatuś. Żeby tylko nie zapomniał… - Natalko już wstałaś? Pośpij jeszcze – przecież miałem opowiedzieć ci o moich malutkich znajomych - Psyjacielu teraz musimy się zająć ksiezniczką, a potem o wszystkich mi opowies Pomyślałem…niech i tak będzie, końcu lady Barbie też jest ważna. W przepięknej zielonej roślinności owady bawiły się w chowanego z kwiatami, a malutkie śpiewające ptaszki wskazywały miejsca kryjówek – jak twierdziły zupełnie niechcący. Liście chwytały życiodajne promyki za paluszki i tarmosząc je podkradały energię. Pracowite pszczoły zbierały pyłek kwiatowy i roznosząc go wesoło pogwizdywały; w tym samym czasie ich równie przedsiębiorcze koleżanki mrówki budowały kolejne osiedle, tym razem przy ulicy Parkowej. Ich wspaniałą organizacją kierował Pan Maciuś – w mrowiskowej rozgłosi brzmiały słowa: „podaj cegłę, podaj cegłę – zbudujemy nowy dom…” Mała Natalka nie zwracała uwagi na otaczającą ją przyrodę, była zafascynowana nowymi „rakierkami” – twierdziła, że są bardzo wygodne i że czuje się w nich jak mała dama. Usiadła przy piaskownicy i zaczęła pytać: - Może powies mi na podatku o tym malutkim piesku… - Dobrze…a więc Reksio to malutki, wesoły i sympatyczny kundelek, mieszka ona w małej budzie. Ma on wielu przyjaciół. Ja natomiast chcę zwrócić twoją uwagę na to, że ten malutki piesek zawsze broni słabszych, pamiętasz ratlerka, którego uratował z rąk porywacza. To ważne, trzeba, bowiem pomagać mniejszym i słabszym od siebie. - Dobze to teraz powiedz troskę o misiu Kubusiu… - Znasz go doskonale – to grubiutki, żółciutki misio kochający miodek – zresztą tak jak ty Natalko, ma on również wielu przyjaciół. Opowiadając o nim chcę żebyś przede wszystkim wiedziała, że jest on dobrym i pomocnym kolegą, lubi sprawiać innym niespodzianki, kocha również zabawę. - Ale fajny ten misiak…tez chce mieć takiego kolegę…a co wies o kotku Filemonku? - O to bardzo drobniutki i ciekawski zwierzaczek. Jest on troszkę niegrzeczny, lubi również ryzykować i często trafia na niebezpieczne, podwórkowe sytuacje, ale wiesz, co jest bardzo ważne, że kiedy musi o coś zapytać, poradzić się to idzie z problemem do starszego kolegi – Bonifacego. Pamiętaj Natalko, że jak będziesz miała problem, to idź do kogoś, komu ufasz. - Będę o tym pamiętać, Dobze ze mam duzo kolezanek. Chwilkę potem usłyszałem: - Natalko chodź na obiadek…i otrzepując z pisku różową sukienkę dziewczynka oddaliła się Jakże smutno mi było bez jej niebieskich oczu i malutkiego, beztroskiego uśmiechu – liczyłem, że jutro też będzie potrzebowała jakiejś opowieści, że zapyta się swojej małej duszyczki o poznanego nocą pluszowego, schowanego teraz w kącie „psyjaciela”.
-
widzę że nikt nie odczytał wiersza w sposób poważny...ale nie przeszkadzami to bo wiersz jest lekki...i banalny - ale dokładnie takie wrażenie miała na myśli...
-
Nektarowe, soczyste filiżanki Dotykam ich brzegu ustami Pieszcząc palcami uszko porysowałam porcelanę Podano mi kawę Otulona zapachem-zemdlałam Jak słodko upadłam Kuszące pączki poprawiły lukier-w oczekiwaniu zastygły A ja po prostu nie wstanę Do boju ruszyły wuzetki-lekko acz dumnie wstawione Nie dały rady-krem rozpuszczony Ponczowe jak zwykle jest wesolutkie Nic więcej nie zrobi Widelczyki tańczą foxtrot`a łyżeczki wolałyby tango spodek dziwnie wtulony w blat-udaje że nie ma humoru a jednak co chwilę zastuka tymczasem otwieram oczy i nadsłuchuję...
-
dzięki za komentarze; już niebawem pojawi się moje nowe opowiadanie... pozdrawiam
-
Tragedia Papierosława Niezbędnego
Zaneta odpowiedział(a) na Zaneta utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
dzięki za komentarze; już niebawem pojawi się moje nowe opowiadanie... pozdrawiam -
Martwe sygnalizatory, porozjeżdżane twarze facetów z taksówek, uśmiech kobiety z kwiatem i zapach przekąski zwanej sushi. Ulica pełna powagi; w co drugim zakamarku brzdęki talerzy, stukot obcasów, wycie psów i kłótnie zakochanych. Przygasła nawet latarnia, wkoło niej ćmy-tańczą szybciutką rumbę. Wypieszczone chodniki, pełne dziecinnych upadków, zabieganych mecenasów- tak jest i ukryta przyjemność: dziwka widziana od dołu – to iście rozkoszny widok...czarne jak smoła pończochy i dziwny – co najmniej tatuaż na kostce. Znudziły mnie obserwacje, jak najszybciej schować się w barze, wypić long drinka i tańczyć bez opiętej sukienki. Niech na mnie też patrzą, niech ktoś to opisze... Granatowo-bordowe drzwi, powyżej szyld „Yukon Jack” – bogate w trunek, zadymione i pełne mężczyzn miejsce. A w nim... Kryształowa nutka uniesienia – rozkołysana filiżaneczka i kwiat wanilii na talerzyku. Gorące, a zarazem pełne rozwagi spojrzenia, brzdęk ukryty w kącie i szafa grająca swinga. Usiadłam przy wypieszczonym do granic możliwości blacie, bałam się pozostawić odciski – pedantyczny kelner ukradkiem ogarnął spojrzeniem – me nogi...koleżanki mówiły że mam grubaśne łydki...a jemu wręcz przypadły do gustu. Wnet szepnął: -Co Pani podać? Słowo „pani” jak nektar spity z wymuszoną wręcz delikatnością brzmiało i brzmi nadal w uszach...niech wieczność zagości w tej chwili – niech nic go już nie obudzi. -Przepraszam....co podać? -Whisky z lodem poproszę... Co też przyszło mi do głowy – whisky z lodem...idąc marzyłam o drinku – pełnym kostek lodu i lazurowo-spokojnym płynie. To jego wina – jego oczy pełne dzikiego, namiętnego blasku. jego usta tętniące spokojem, jego dłonie – mapa delikatności, włosy pełne nieokiełznanej żądzy. Zatonę w przytłumionym świetle jarzeniówek, porwę do tańca siedzącego bogatego i pewnie żonatego faceta...niech jego zmysły opanuje pożądanie, niech jego dłonie będą wachlarzem, a serce tarczą ochronną. Niech zatracę się w rytmie i zapomnę że kiedykolwiek tutaj byłam...tylko wir, wir, wir rozkołysanego ciała. Tuż przed piątą dostałam okiennicą....czas wracać do domu... Nie chcę by pamiętali... Ja sama też zapomniałam...
-
pomysł iście intrygujący...pozdrawiam i życzę licznej pracy twórczej...
-
wydaje mi się iż owy tekst [bez obrazy] nadawałby się bardziej do jakiejś młodzieżowej gazety...nie ma w nim uczuć...a jak są to zabija je słowo "rzygam"...ale próbuję dalej najważniejsza jest chęć tworzenia...a na resztę czasami trzeba poczekać... pozdrawiam
-
nie napiszę nic [niestety] pozytywnego, bo o miłości napisano już wszystko i w każdym możliwym stylu...a Twój wiersz...po pierwsze jest w złym działe...a po drugie jest "za zwyczajny"...bo jak już piszemy o takowym uczuciu to róbmy to w sytuacji kiedy budzimy się i jesteśmy piekielnie, a może nawet szalenie szczęśliwi, kiedy pijemy kawę i czekamy aż ukochany [ukochana] wyjdzie z łazienki, aż poczujemy świeżość, aż będziemy cieszyć się chwilką i całować bez końca... być może wtedy wiersz będzie dobry, a co najważniejsze będzie prawdziwy... pozdrawiam
-
Tragedia Papierosława Niezbędnego
Zaneta odpowiedział(a) na Zaneta utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
- Dlaczego jesteś nieszczęśliwy? - zapytał autor papierowego człowieczka - Nie mogę wyznać do końca prawdy - rozmazany zabłysnął atrament - Czyż życie twoje tak bardzo okrutne? - Ach drogi pisarzu, gdyby me życie tak trudnym było czy chciałbyś napisać opowiadanie? Czyż nie o dobrych i szlachetnych ludziach się pisze? Czyż nie potrzeba czynów ogromnych? Czy ktoś przeczyta o zwykłym szarym istnieniu? - Papierosławie nie czas na żale i smutki, nie twoją winą jest marność człowiecza, nie twoim grzechem jest brak tolerancji - tyś przecież Niezbędny w tym świecie. Dawno temu w krainie papierowej i tekturowej żyły stworzenia iście magiczne - byli to śniadaniowi ludzie. Świat ich zajmował małą powierzchnię: głównie zamieszkiwali blokowisko przy ul. Śmieciowej oraz kilu z nich bardziej sytuowanych mieszkało przy Alei Dywanowej. Ich życie było nieustanną walką, bali się podpaleń, gwałtownych huraganów i eksmisji. Miejsce to zamieszkiwał pewien młody człowiek o imieniu Papierosław, przyjaciele nazywali go Niezbędnym. Usłyszawszy owe przezwisko po raz pierwszy zastanawiał się nad swoją wyjątkowością-czy faktycznie jest niezbędny czy tylko szydzą z niego mieszkańcy dzielnicy pod Niszczarką? Nie zastanawiał się długo, bowiem wzywała go praca w fabryce Teksturex. Papierosław był wspaniałym papierowym człowiekiem, pomagał ludziom, był bezinteresowny i prawdomówny. Mimo swojego optymizmu nie był do końca szczęśliwy - brakowało mu bowiem prawdziwej, czystej jak karta brystolu miłości. Poznał kiedyś Magdalenę Kratkę - była wspaniała, niestety nie kochała Papierosława - jej przeznaczeniem był Papirus - najwyższy z najwyższych - Ojciec malutkich papierowych serduszek. Bohater pogodził się i z tym; w samotności marzył o atramentowych rejsach, o wyprawach do świata egzotycznych kredek i flamastrów. I tak trwał Papierosław, aż do momentu gdy powróciwszy pewnego dnia na ul. Śmieciową zobaczył trójkę krzątający się ludzi; zbierali oni wszystkie jego najcenniejsze przedmioty; zabrali tekturowe krzesła, stół z papieru oraz wszystkie jego metalowe wieszaczki i komplet garniturowych zszywek - wtedy dopiero zauważył że to rodzice Kasi u której wynajmował malutkie pudełeczko; doskonale wiedział że kiedyś ten dzień nastąpi, że dostaną obiecane od lat czteropokojowe mieszkanie, ale dlaczego teraz? Dlaczego w tej chwili niszczą to wszystko na co tak ciężko pracował... - Oddajcie mi wolność - błagał ich Papierosław; lecz tylko Kasia słyszała szelest papierowych smutnych ust. - Tato, mamo trzeba go zabrać, trzeba mu pomóc - błagało dziecko - Kochanie daj spokój... Nie widział ich już nigdy więcej, pamiętał jak odchodziły ich wielkie stopy i jak krzyczeli że straszny tu był bałagan. -
Nektarowe, soczyste filiżanki Dotykam ich brzegu ustami Pieszcząc palcami uszko porysowałam porcelanę Podano mi kawę Otulona zapachem-zemdlałam Jak słodko upadłam Kuszące pączki poprawiły lukier-w oczekiwaniu zastygły A ja po prostu nie wstanę Do boju ruszyły wuzetki-lekko acz dumnie wstawione Nie dały rady-krem rozpuszczony Ponczowe jak zwykle jest wesolutkie Nic więcej nie zrobi Widelczyki tańczą foxtrot`a łyżeczki wolałyby tango spodek dziwnie wtulony w blat-udaje że nie ma humoru a jednak co chwilę zastuka tymczasem otwieram oczy i nadsłuchuję...
-
Umierająca żona-panicznie rozdarta uśmiechem Nie obejrzy kolejnej "Mody na sukces" Senny rachunek sumienia NIE...oblizany likier NIE...dopalony papieros NIE...pozamiatana podłoga NIE...domyty wigilijny półmisek NIE...doprasowana marynarka NIE...szczera rozmowa Poprzeszywane dłonie-buszują w nich brunatne kanały Drążą jak krety w otchłani ciała Poharatana brew soczyście zatrzepotała w policzek-mężczyzny twarz tętniąca duchowym ropniakiem zapłakał-nadprzyrodzony wodospad białe-pełne chaosu oczy wyśmiały wzruszenie dłonie skulone błagały a serce niewinnie śpiewało: "TY przecież wiesz, że nie zawiniłem"