Lato przyszło tamtego roku wczeniej niż zwykle
Słońce pozwoliło zakwitnšć trawom na łšce
Wiatr poruszał bezdwięcznie okiennicami
Matka prała Twoje koszule zabrudzone potem
A pies Puszek warczał na mojego chłopaka
Czerwiec przyniósł w goršce południe
Głos żałobnych dzwonów z powietrza
Nad potokiem na wędzisko drewniane i robaki
Łowił ryby sšsiad nasz Borys jednooki
I nie ważne że on naprawdę nie chciał
Widzieć jak z chmur spływa na ziemię Anioł
mierci po Twojš duszę i ciało Ojcze
To co stało się ze mnš póniej nie zasługuje
Na pochwałę ludzi czy Boga w niebie
Mylałam masz wszystko Wszechmocny
A kradniesz mi to co mam najlepsze
Krzyczałam bšd przeklęty Ty tam w górze
Szkoda że nie jestem już tamtš dziewczynš
Co czekała na Twoje kroki gdy wracałe
Zmęczony robotš do domu wieczorem
Bywało czasami nad ranem piwem pachnšcy