
Jan Byczykapeć
Użytkownicy-
Postów
19 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Jan Byczykapeć
-
Rozbitkowie cz. 1
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Może niektórzy zauważyli, że wprowadziłem do tekstu pewne zmiany. Zniknęły problemy z formatowaniem. Otóż teraz formatuję za pomocą znaczników HTML, co pozwala na to, by tekst jakoś wyglądał i dał się czytać. Moim zdaniem jest to wspaniałe uzupełnienie BBCode. Co najważniejsze - teraz widać akapity! Jes, jes, jes! I tak będę formatował całych Rozbitków bo to chyba najlepsze rozwiązanie. Teraz jest schludnie i ładnie. A jedyne czego nie można raczej mi zarzucić, to że jest źle sformatowane,* i że są błędy ortograficzne. Miłośnicy poprawnej pisowni łączcie się! :) * Przed drugim spójnikiem "i" w zdaniu zawsze stawia się przecinek. ;) -
Rozbitkowie cz. 1
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
hehe chyba jest bo mi nie wyświetliło tych dwóch tagów z htmla :) w poprzednim poście LOL -
Rozbitkowie cz. 1
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
małe pytanko natury technicznej... :) Czy jest w BBCode tag odpowiedzialny za akapity, odpowiednik w HTML-u?? Jeśli tak, to jaki? Bo przetrząsłem (prawie) cały Internet i nie znalazłem. Bo bez wyraźnych akapitów ciężko formatować. :( -
Rozbitkowie cz. 1
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
ja do katastrofy jeszcze wielokrotnie wrócę, dokładniej wyjasniając niektóre rzeczy a chciałem by było tak "nie wiadomo jak" i niedokładnie, to ma pewien cel :) a no i nastepna czesc jest chyba lepsza, ale prawdziwe jaja to się zaczną w czwartej :) mam nadzieję Adamie, że przeczytasz jeszcze ze dwie/trzy części, może uda mi się ciebie przekonać do Rozbitków :) aaa... przypominam że dziś o 20.15 Lost Pozdrawiam ;) -
Rozbitkowie cz. 1
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Zgodzę się, że mało jest opisów i nie są one za bardzo szczegółowe. Nie chciałem się rozpływać nad widokami w momencie gdy na statku jest katastrofa. Ale wezmę sobie wskazówki Adama do serca. -
Rozbitkowie cz. 1
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dla pocieszenia dodam, że szykuje się już część druga, więc już macie się czego bać :) Jeśli po paru częściach dalej komentarze będą nieprzychylne to już chyba wiem co się stanie z tym cyklem... Ale może nie jest aż tak tragicznie? A może zmienię tytuł na "Prawie* jak Lost, czyli atak klonów" :). Pożyjemy zobaczymy. *użyte w takim samym sensie jak mówienie o orłach, a raczej ptaszkach Janasa "Prawie jak Brazylia" :) Aha, jutro o 20.15 w TVP 1 leci Lost :) -
Rozbitkowie cz. 1
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
WSTĘP Wracam po dłuższej nieobecności na forum literackim interklasy. Postanowiłem na razie "zawiesić" "karierę :)" poetycką, zrażony nie za dobrymi wynikami moich eksperymentów i "przesiadam się" na prozę. Będzie to mój debiut na Prozie, więc trzymajcie kciuki :). Zaczynam z grubej rury, czyli pierwszą częścią cyklu pt. "Rozbitkowie". Planuję na razie z 10 części (no, z grubej rury zaczynam :)), jak się wam spodoba, to może będzie więcej. Jeśli się okaże, że "Rozbitkowie" okażą się gniotem całkowitym, jak niektóre moje wiersze :), to ten cykl porzucę i pójdę topić smutki... :). O czym będą "Rozbitkowie"? Jak sam tytuł wskazuje nie będzie nic o hodowli różowych królików na Grenlandii. Będzie to cykl przygodowy z zaskakującymi zwrotami akcji, trzymający w napięciu (oby mi się udało...) i z ciekawą intrygą. Czy to wszystko się uda? O tym najlepiej przekonać się czytając. Zachęcam do komentowania. Miłoby było, gdybym w porę dowiedział się, czy cykl ten jest dość dobry. Jeżeli ktoś będzie miał jakieś uwagi i zastrżeżenia natury technicznej, to pisać o tym w komentarzach. Gdyby ktoś wpadł na pomysł jakiegoś ciekawego wątku (ale to nieco później, bo się cykl musi "rozkręcić"), to prosić o mój numer GG czy coś, i wtedy z chęcią wysłucham i być może umieszczę czyjś wątek w cyklu (oczywiście, jeśli nie będzie odstawał od całości cyklu). Postaram się pisać często :), ale to zależy od powodzenia cyklu. Więc trzymajcie kciuki, bo możecie mieć coś ciekawego do czytania :). Tytułowi "Rozbitkowie" będą ludźmi z różnych stron świata, często kryjącymi różne tajemnice. Uświadczymy miłość, nienawiść itd., itp., a to wszystko w dość nietypowej scenerii. Na 100% pojawią się wobec mnie zarzuty, że żeruję na popularności serialu "Lost: Zagubieni". Ale to nieprawda :) Nie kopiuję wszystkich rozwiązań z "Losta", a cała historia jest nieco inna. Stawiam na to, by cykl ten był cholernie wciągający i ciekawy. I to jest i będzie dla mnie najważniejsze podczas jego tworzenia. Postawiłem przed sobą ciężkie zadanie. Mam nadzieję, że sprostam, a wy mi pokibicujecie. :) Kończę ten przydługaśny wstęp i przechodzę do sedna sprawy. Na początek prolog. Po przeczytaniu komentujcie, bo jak nie będziecie to nie będzie następnych części :P Jedziemy... ROZBITKOWIE cz. 1 - Prolog Nowoczesny liniowiec płynął przez ocean. Jednak statek ów nie był za wielki. Zabierał około setki pasażerów. Jednak nikt z pasażerów nie zastanawiał się, dlaczego rejs z Sydney do San Francisco odbywa się na tak małym statku. Okręt oferował dużo luksusu. Najbardziej korzystali z niego najbogatsi pasażerowie, którzy zajmowali kajuty na górnych pokładach. Na pokładach nieco niżej położonych znalazło się miejsce dla tych nieco biedniejszych. Najniżej były kajuty dla "przeciętnych" obywateli Stanów Zjednoczonych. Rejs ów był pierwszym, jaki ten statek miał zaszczyt odbyć oraz pierwszym zorganizowanym na nowej linii żeglugowej przez nowopowstałą firmę Transpacific Travel z siedzibą w San Francisco. Statek miał kilka luksusowych atrakcji - basen na jednym z górnych pokładów, salon gier, kilka sklepów z pamiątkami, a także dość sporej wielkości salę kinową. O południu zaczął się seans filmowy. Pokazywano najnowszą hollywoodzką superprodukcję o piratach. Plejada gwiazd i gwiazdeczek, olśniewające reklamy w telewizji, przychylne recenzje krytyków - to wszystko skłoniło Johna Dempseya do obejrzenia rozreklamowanego filmu. John zakupił bilet i zajął miejsce na sali. Wreszcie film się zaczął. Według Johna pierwsze dwadzieścia minut filmu było nawet niezłe. Jednak nie wszyscy twierdzili tak samo. "Za wolno się rozkręca" - powiedział niewyraźnie jakiś mężczyzna siedzący kilka rzędów przed Johnem do swojego sąsiada. Wzbudziło to śmiech wśród kilku widzów, ponieważ wypowiedź niezadowolonego kinomaniaka brzmiała dość komicznie. A to z powodu jego ust wypchanych po brzegi popcornem. Naprawdę ciężko mówi się mając wypchane usta. Gdy śmiechy już ucichły, a na ekranie okręt piratów wpływał do karaibskiego portu, uwagę widzów zwróciło co innego. Łysy mężczyzna stał na skraju sali kinowej, trzymając prawą rękę na ścianie. - No to teraz szybko się rozkręca... I to na dobre. - powiedział ironicznym głosem. Wszyscy obecni na sali patrzyli na niego ze zdziwieniem. Niektórzy z siedzących bliżej tajemniczego jegomościa zaczęli zdawać sobie sprawę, co się dzieje. John Dempsey, który siedział na końcu rzędu za nim wstał i również dotknął ściany. Uzmysłowił sobie, że to co się mu wydawało dzieje się naprawdę. Poczuł drgania, dochodzące jakby zza ściany. - Co się dzieje? - zapytał czarnoskóry pasażer z dreadami na głowie, siedzący za Johnem. - Co się dzieje? - zaniepokojony John zapytał łysego pasażera. Ten na chwilę zamilkł, patrząc się głęboko Johnowi w oczy. Po chwili namysłu dał Johnowi sygnał, żeby się zbliżył, tak jak "woła się" kogoś za pomocą palca wskazującego. John podszedł do niego, a za nim facet z dreadami. Łysy zaczął szeptać Johnowi do ucha: - Coś niedobrego dzieje się ze statkiem, to chyba silnik, albo turbina. Byłem kiedyś marynarzem. Załoga powinna się już zorientować. To może być groźne. Na sto procent zaraz zaczną szykować szalupy ratunkowe, bo nikt nie wie, co może się wydarzyć, gdyby tego nie naprawili. Ktoś pójdzie powiedzieć na górę, temu co taśmę puszcza. - mężczyzna z dreadami niepewnie poszedł w stronę schodków na górę. - Nie możemy dopuścić, by ludzie spanikowali, to pewna śmierć. Wyjdźmy na zewnątrz, zobaczymy co się tam dzieje. John wraz z byłym marynarzem wyszedł z sali. - Ty tu zostań, powiadom kogoś z załogi. - łysy nakazał Johnowi. - Aaa... Jeszcze jedno... Jak się nazywasz? Ja jestem John Dempsey. - Garrison. Idź powiadom kogoś z załogi, szybko! Łysy udał się w stronę burty. Zatrzymał się, rozglądając się niespokojnie dokoła. Tymczasem John pospiesznie udał się w drugą stonę, szukając kogoś z załogi. Natknął się na jakiegoś niskiego rangą marynarza. - Niech pan poczeka! Wie pan co się dzieje? - zapytał John. - Za parę minut będzie tu panika jakiej w życiu nie widziałem. Mam nadzieję, że pan chociaż nie spanikuje. - Jeden pasażer, jakiś Garrison, były marynarz, podejrzewał, że to coś z silnikiem albo z turbiną. Co się dzieje? - Dzieje się coś złego w pomieszczeniu, gdzie był silnik. - Da się to naprawić? - Nie wiem, proszę pana, proszę nie panikować. - Będą szalupy, da się uratować ludzi? - Proszę nie panikować, wszystko będzie dobrze. - Jak mogę pomóc? - Niech pan biegnie do pomieszczenia, gdzie jest silnik, jakby ktoś się pytał, to pan powie, że przysłał pana Sasza, bo chce pan pomóc. Zna się pan na mechanice? - Trochę. - Ale zawsze się pan przyda, załoga powie panu co robić. Niech pan leci, ja idę po kogoś do pomocy. John pobiegł po schodkach w dół. Zatrzymał go jakiś marynarz. - Sasza mnie przysłał, chcę wam pomóc. - Ma pan może jakąś siekierę, czy toporek strażacki, widział pan gdzieś ją? Nasza się gdzieś zapodziała. Drzwi do pokoju z silnikiem się zaklinowały i tu pomoże tylko siekiera. W środku jest dwóch załogantów. Pan biegnie na górę, poszuka czegoś. John biegł spowrotem na górę. Biegł wzdłuż burty, rozglądając się dokoła. Nagle uświadomił sobie, że nigdy nie znajdzie siekiery pośrodku pokładu, nikt nie kładzie jej tak by wszyscy ją widzieli. Przypomniał sobie, to co podsłuchał parę godzin temu i gwałtownie zmienił kierunek. Teraz biegł w jednym, konkretnym kierunku, do konkretnej kajuty. Gdy dotarł do celu, zapukał do drzwi, mając nadzieję, że ktoś otworzy. Miał szczęście - po chwili drzwi otworzył wysoki, mocno umięśniony mężczyzna o ciemnej karnacji. Był on Cyganem, co można było rozpoznać z daleka. - Panie Wasyl, ja potrzebuję pańskiej pomocy. - powiedział niepewnie John. - Kim pan jest? - zapytał Wasyl. - Przysłała mnie załoga. Niech pan posłucha - lada chwila statek może nawet zatonąć, coś złego dzieje się z silnikiem. - Co pan wygaduje? - Wasyl nie krył zdziwienia. - Potrzebny jest mi pański łom. Widziałem, że go pan ma. Niech się pan nie denerwuje, ja nic nikomu nie powiem. Pewne drzwi się zaklinowały, a trzeba je jakoś otworzyć. Mógłby pan pójść ze mną, zaprowadzę pana, weżmie pan łom. Razem otworzymy te drzwi. - Mam nadzieję, że nic nie kombinujesz. Wiesz, ja nie przepadam za "gumowymi uszami". Mężczyźni zeszli na dół. - Mamy łom. - powiedział John. - A co to za jeden? - zapytał marynarz. - To jest Wasyl, on zna się na tym. Trzej mężczyźni podeszli do zaklinowanych drzwi. - Mam to otworzyć? - zapytał Wasyl. - Jeśli da pan radę. - odpowiedział marynarz. Wasyl zaczął działać. Męczył się przy tym bardzo - drzwi były dość masywne, z grubej blachy. Nagle pojawił się marynarz Sasza wraz z jakąś kobietą i z innym marynarzem. - Kapitan mówi, że będziemy płynąć dalej. - oświadczył Sasza. - Co? - Kapitan wie co robi. - uspokoił Sasza. - A co to za jedna? - zapytał marynarz. - To pasażerka, mówi że jest lekarką. Może się przydać. - No i jak tam, panie Wasyl? - zapytał marynarz. - Ciężko. Obawiam się, że łomem tego nie weźmie. - Niech się pan postara, tam są dwaj załoganci. - powiedział marynarz. - Aaa... Jak się pan nazywa? - zapytał Johna. - John Dempsey. - A pani? - Mary Johnson. - Ja jestem Wilbur. To jest Sasza, a tamten to Trevor. - powiedział marynarz. - A ja jestem Terry Garrison. - do towarzystwa dołączył były marynarz. - Terry, kupę lat cię nie widziałem. - Sasza Michajłowicz? To ty? Byłeś ze mną na Omedze? - Tak to ja. - Kto to jest? - zapytał Wilbur. - Terry Garrison. Służyliśmy kiedyś razem w marynarce. - Aha. No to się przydasz, Garrison. Na razie to ja tu jestem najwyższy stopniem. - odparł Wilbur. - Nic z tego nie będzie! Nie da rady wziąść tego łomem. - krzyknął Wasyl. - Cholera! To dwaj bidulce będą musieli zginąć? I nie dowiemy się, co się dzieje ze statkiem. - zdenerwował się Wilbur. - Trzeba powiadomić kapitana. - powiedział Garrison. Trevor pobiegł po schodach na górę. Jednak wywrócił się na nich i zjechał na dół. - Cholera jasna! Do tego jeszcze sztormu brakowało. c.d.n. -
Pijak...
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Pewnie nieco za wulgarnie. No ale pijak często się tak zachowuje. -
Pijak...
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Co robisz? tego sam nie wiem takie to tajemnicze znam tylko wyraz na określenie tej (bez-)czynności. Piję. rano wieczorem sam, z kolegami, na ławce, pod drzewem w samochodzie... Dlaczego pijesz? bo tak mi się podoba nie twój p******** interes ej, nie masz szluga? ej, no weź się odczep! no dobra, k****, piję by... By zapomnieć. by zatopić się w morzu rozkoszy, zapomnienia zapomnienia nazw, kierunków, własnego nazwiska i imienia, prawej i lewej nogi. O czym? O zdrowym rozsądku o rodzinie, o pracy, o ludziach których znałem. Pamiętam tylko o tych z którymi piję. Ciebie pewnie nie zapamiętam. O tym, że się wstydzę. Rodziny, pracy, miasta, ławki, drzewa, pustego portfela. Tak mi łatwiej żyć. Czego się wstydzisz? Tego, że nie mam pracy lub samochodu, mieszkania, złotówki na chleb. Sam siebie również. Że piję. Tego się wstydzę i dlatego piję. I dobrze mi z tym Tak będę żył dalej. Ej, to ty masz tego szluga? ... Inspiracja - "Mały Książe" Antoine de Saint Exupery. -
Dlaczego...
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
odnośnie co do przymiotników :) Dawne zasady mówiły, że w zależności od kontekstu piszemy razem lub oddzielnie. Ale nowe zasady podobno mówią, że możemy zawsze pisać razem. Nie wiem jak to z tym jest dokładnie... Ale przyznaję się - mój błąd, lepiej by było razem :) -
Dlaczego...
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
zaślepiony purpurowym światłem myślałem że to szczęście wiodło mnie ono z nadzieją po całym świecie po meandrach serca z nim czułem się szczęśliwy radosny, spokojny ciągle gotowy do dalszej podróży nagle lampę wyłączył rozpędzony samochód z nierozpędzonym umysłem w środku pozostało mi tylko światło znicza na czarnym, granitowym kamieniu -
kara
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Aż tak beznadziejne, że się komentować nie chce?? :) -
kara
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
jak piorun z nieba uderzający w głowę w dół do ziemi to za dawne winy wali bez przebaczenia -
Kuchenna muzyka
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Czajnik brzęczący niezmiennie a wewnątrż masa kamienia Nuty wypuszcza brzemiennie bo nie ma nic do stracenia. A wtóruje mu lodówka także brzęcząca niezmiennie A z nią zwyczajna muszka furkocząc śmieje się ze mnie. Garnek nakryty talerzem gdy skacze wydaje dźwięki Jak instrument w operze - - tak piękne są jego jęki. Jakby grając na klarnecie gwizdek gwiżdżąc jak przystoi Radość niesie w swoim świecie złożonym z kilku pokoi. Zegar wskazówką porusza w rytm tej pięknej melodii Niespokojna cyrkla dusza wokoło tańcząc go wodzi. Jednak wszystko trzeba skończyć także ten najlepszy taniec Gaz w końcu trzeba wyłączyć a kluski zbadać "na palec". Został tylko ten zegarek jego nie chcę dziś wyłączyć Niech sobie stuka za karę lub za łaskę, by pamiętać jak kamerton - rytm muzyki. Przypominać jak kaseta chwili tej piękną melodię. -
Cztery pory roku zatopione w smutku bez miłości
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
wiosna ptaki radośnie śpiewają marsz żałobny radosny pompatyzm mieszający się do smutku jak benzyna wylana do ugaszenia pożaru wcale go nie gasi wzmacnia spalający duszę smutek wywołuje sprzeczne uczucia objawiające się płaczem bo smutek jest większy śpiew równa się benzyna? benzyna mniej znaczy od śpiewu w takiej wiośnie pod względem czynionego zła radosny śpiew wiosny równa się sępowi czy orłowi który żeruje na biedaku przymocowanym do Kaukazu. A gdy już wyszarpie kawał wątroby, cierpienie biedaka rośnie od nowa. Pod maską śpiewu w wiośnie przesyconej smutkiem kryje się ptak zły, gorszy od benzyny. Radość wiosny nie zniszczy smutku. lato słońce wysyła promienie, które rozświetlają wszystko pogłębiając smutek, spalając umysł pozornie dobrymi promieniami, które wyglądają na niosące radość. I niosą radość jednak nie dla człowieka przesyconego smutkiem Dla niego one po paru sekundach pozornego spokoju zrzucają kamuflaż i powodują cierpienie bo smutek jest większy ptak równa się słońce? ptak mniej znaczy od słońca w takim lecie pod względem czynionego zła (bo Prometeusza ptak zżerał także w lecie) Więc czyżby lato było większym skrytobójcą od wiosny? Chyba tak... Za to słońce równa się deszczowi, który ma wymyć smutek a wymywa śladowe ilości nadziei. Pod maską dobrych rzeczy pochodzących z nieba (w lecie przesyconym smutkiem) kryje się deszcz zły, gorszy od pioruna. Lato nie zniszczy smutku jesień Deszcz o którym już było, oczyszcza umysł, ale nie człowiekowi pogrążonemu w smutku. on musi cierpieć nadal, aż naturalnym biegiem rzeczy przestanie rozpaczać. Deszcz jesienny działa jak niewłaściwy lek, który usuwa inne bakterie niż powinien, a pogłębia szkody. bo smutek jest większy (nadzieja jest jak dobra bakteria, która uodparnia człowieka na smutek) słońce równa się deszcz? (to chyba jednak deszcz jest gorszy od słońca) słońce mniej znaczy od deszczu w takiej jesieni pod względem czynionego zła (bo słońce świeci także jesienią) Więc czyżby jesień była gorsza od lata? Chyba tak... Za to deszcz równa się śniegu, który ma zakryć smutek, a tylko go pogłębia. Jesień, która jest ponoć potrzebna przyrodzie jest niepotrzebna człowiekowi pogrążonemu w smutku (on dalej będzie smutny) Jesień nie zniszczy smutku zima Śnieg szczęśliwemu człowiekowi zamraża drobiny smutku ale nie człowiekowi pełnemu cierpienia jemu śnieg zamraża radość, by dalej cierpiał Dopóki nie znajdą się ludzie, którzy go zrozumieją i pocieszą. Wtedy zrozumie potęgę miłości. Zima nie zniszczy smutku. Cały rok nie zniszczy smutku. Bez miłości nie ma szczęścia "Człowiek ma dar kochania, lecz także dar cierpienia." - Antoine de Saint Exupéry -
Oblężenie umysłu
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
wcale nie uważam że muzyka pop jest ładna... :) -
Oblężenie umysłu
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
ludzie są jak komputery wystarczy wstukać im do głowy program lub wystarczy go ładnie opakować w kontrastowych barwach a sami zainstalują go w umyśle do tego wystarczy dodać ładną muzykę klasyczną lub pop by sami go włączyli poza tym wystarczy wymyślić chwytliwe hasło a szczegóły treści pominąć by się z nim zidentyfikowali jeszcze wystarczy puścić to w obieg i czekać na sukces by program pochłonął ich po uszy mnie nie przekonuje moher ani ordynacka ani sklep X, czy podpaski Y (nic dziwnego w końcu jestem facetem i nie uda Im się tego zmienić!) diabli wiedzą gdzie jest idylla bez spiskujących programistów (diabli mówią, że tam gdzie chcą mnie odesłać, po to by gdy skończę pracę na uprawie pieprzu móc powiedzieć mi dobranoc) i ich tworów z nocnych koszmarów Frankensteina, wkradających się w podświadomość, przyczajonych jak tygrys, który atakuje z zaskoczenia Boże, Oni tu są... Oni są wszędzie... -
Najgorszy film w historii
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Oscar Dziki utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Najgorszy jest chyba "Gulczas a jak myślisz?". To klasyka tandety... -
Rozważania o istnieniu duszy
Jan Byczykapeć odpowiedział(a) na Jan Byczykapeć utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Z teorii naukowych złożony Idę przez miasto zamyślony. O rzeczy istnieniu rozważanie Wchodzi w mej duszy mieszkanie. Formalnie - bo tak uczą nas w szkołach Złożeni jesteśmy z komórek, atomów jednak bez duszy nie zbudowalibyśmy tylu domów Nie myślelibyśmy o stokrotkach miłościach ludziach rzeczach życiu śmierci Poezji... Więc stwierdzam istnienie duszy to dusza atomy poruszy! To dusza człowieka poruszy! A ja? Jedna moja połowa - z atomów czyli naukowa A druga z Bogiem - czyli duchowa.