Stanąłem przed sadem,
Ze wzrokiem spuszczonym
I poczuciem niesprawiedliwości, które
Odbiera mowę
Chyba najskuteczniej
Zresztą też, naprawdę
Ten człowiek w todze
Nawet się nie obejrzał
Tylko wygłaszając, co zawsze miał powiedzieć
I spisał sobie dokładnie
Przewracał oczami pod moim spojrzeniem
Nigdy nie byłeś
I nie chciałeś być
Nie starałeś się i wolałeś stać z boku
Zawsze milczeniem zbywałeś
To, co mówiłem
I obojętnością raniłeś emocje
Nie wiem już dobrze… tak chyba było
Mam mnóstwo świadków, jeśli nie wierzysz
Potwierdzą
Więc chcesz coś powiedzieć?
Na swoją obronę? Nie? Tak?
To nieistotne
Tak jak mówiłem jesteś Kochanie
Winny nierozumienia