Obserwował uważnie jak poruszała się na scenie. Jej czarne włosy wiły się wokół szyi i twarzy, na której pojawił się rumieniec.
Powoli wciągnął powietrze przez nozdrza. Wśród wielu innych zapachów wyraźnie wyczuł ten jeden- woń Sary. Tak, wiedział że była mu bliska, całkowicie odmienna niż ludzie. W jej żyłach płynęła inna krew. Jednocześnie było w niej coś odpychającego, ordynarnie zwyczajnego. Nie do zaakceptowania.
Fascynowała go jej, ukryta gdzieś głęboko, krążąca w krwiobiegu natura. Z drugiej jednak strony odpychała go bijąca z jej rys pospolitość. Mimo, iż była mu bliższa niż pozostali ludzie, nienawidził jej bardziej, właśnie za to, że była taka... "niedorobiona".
Musiał jednak ją mieć. Wykorzystć do własnych celów, a potem, w swej wspaniałomyślności, wyzwolić od doczesnego, parszywego życia. Oczyść jej krew i wprowadzić w błogi stan wiecznego bytowania. Pod warunkiem, że Sara przeżyje poprzednie procesy... Szkoda byłoby stracić tak piękną istotę, jaką ona mogłaby się stać, ale cóż, dla przyszłości Rasy należy poświęcać jednostki.
- - -- - - - - - - - - - - - - - - -
- Co ty na to, pesymistko?- Marcin śmiał się kiedy opuszczali scenę po wieczornym występie-Pełna sala dziewczyno. Pełna sala!
- Przyznaję, miałeś rację- Sara zdziwiła się słysząc swój śmiech. Nie była w stanie przypomnieć sobie kiedy ostatnio czuła się wesoła- Ludziom naprawdę się podobało.
- Byliśmy dziś rewelacyjni!- stwierdził nieskromnie gitarzysta-Kacper i z rozdzierającym gardło krzykiem radości rzucił basistę-Krzyśka na kanapę znajdującą się w pomieszczeniu żartobliwie zwanym przez zespół "garderobą". Marcin i Sara poszli w ślady pozostałej dwójki i wszyscy zaczęli skakać po pokoju niczym małe dzieci.
-Yhm, yhm- cała czwórka znieruchomiała słysząc chrząknięcie niespodziewanego gościa. Przyjaciele czuli się zażenowani zaistniałą sytuacją. Dorosłe osoby wydzierające się i okładające rękoma po głowach musiały wyglądać co najmniej niepoważnie.
Tymczasem w drzwiach "garderoby" stał nikomu nieznany, młody, przystojny mężczyzna. Ubrany schludnie, elegabcko, w myśl obowiązującej mody. Jego smukła, wręcz koścista twarz była nienaturalnie blada, także już na pierwszy rzut oka można było zorientować się, że mężczyzna ów pracuje w biurze. W każdym razie napewno nie trudnił się żadnym pospolitym zajęciem, o czym świadczył również jego ekstrawagancki strój. A! I maniery! Sara pierwszy raz widziała osobę o tak nienagannym, a zarazem słodko nonszalanckim sposobie bycia. Prawdziwy dżentelmen, wprost z czasów romantyzmu. Niemniej nie miał to być ostatni taki oryginał, którego spotka w życiu, o czym miała przekonać się wkrótce.
- Witam- nowoprzybyły odezwał się głosem przypominającym dzwięki wydobywane przez wprawione dłonie z gitary akustycznej. Uścisnął rękę, najpierw Sary, następnie pozostałych członków zespołu, uśmiechając się przy tym czarująco.
- Nazywam się Maksymilian Lipski- przedstawił się- Doskonale zdaję sobię sprawę z tego, że państwo widzicie mnie po raz pierwszy, jednak proszę o odrobinę cierpliwości, a wyklaruję dokładnie jaka sprawa mnie sprowadza.
-Otóż- ponieważ oni milczeli Maks kontynuował- jestem przedstawicielem pana Nikodema
-skiego.
- Tego -skiego?-w głosie Kacpra znać było pewien respekt do wymawianego nazwiska.
-Dokładnie tego. Widzę, że państwo słyszeli o moim przełożonym.
-Podobno- Odezwał się znów Kacper- znajduje się w zestawieniu stu najbogatszych Polaków?
-Zajmuje nawet miejsce w pierwszej 20-ce - po ustach Maksa prześliznął się ledwie dostrzegalny uśmiech- jednak to w tej chwili nieistotne.
- Tak więc Nikodem...o przepraszam...- na jego twarzy pojawił się niezbyt przekonujący wyraz zakłopotania- Pan -ski widział występ waszego zespołu i bardzo spodobało mu się to co sobą reprezentujecie. Możecie mi wierzyć, w jego ustach to komplement najwyższej wagi, jest on bowiem niezwykle wybrednym koneserem.
Czwórka młodych ludzi spojrzała po sobie. Byli tak oszołomieni, że trudno było im powiedzieć cokolwiek sensownego. Czekali więc w napięciu na dalsze słowa Lipskiego.
- Przechodząc do meritum- ciągnął Maks- Pan -ski za tydzień obchodzić będzie 26-te urodziny i byłby wielce zachwycony gdyby państwo zechcieli uświetnić je swoim występem.
- Za godną odpłatą, oczywiście- dodał gdy tamci nadal się nie odzywali wpatrując się w niego jakgdyby nie rozumiejąc o co chodzi.
- Jesteśmy zaszczyceni- Marcin pierwszy wyrwał się z odrętwienia.
- Może dać państwu jeszcze jakis czas na rozważenie tej propozycji?
Marcin zaprzeczył skwapliwie stwierdzając, że zaproszenie tak ważnej osobistości jak pan
-ski winno być z miejsca zaakceptowane.
-Świetnie- Maks sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął mały, prostokątny kartonik- Oto moja wizytówka. Proszę zadzwonić do mnie, powiedzmy jutro. Omówimy szczegóły.
Wręczył bloczek Marcinowi.
- Tymczasem żegnam państwa. Do usłyszenia.
Wyszedł z pokoju zostawiając ich jeszcze wstrząśniętych i oszołomionych, jednak zdających sobie sprawę z tego jakie właśnie spotkało ich szczęście.