Mam wrażenie, że intencjonalność mojego tekstu została przez Ciebie odczytana nie trafnie. Do tego przerysowana i zamieniona w narzędzie ataku. Którego nieskuteczność wynika z tego pierwszego - nietrafności odbioru.
Już wyjaśniam.
Posługując się "melodyką wszystkim znaną" podejmuję grę z czytelnikiem. Gra jak wiadomo rządzi się zasadami, których przestrzegać muszą oboje grający - w tym przypadku nadawca i odbiorca. Planszą jest tworzywo literackie, wszystko to, co zostało już napisane. Zasada jest w zasadzie jedna: Oboje podejmujemy "wysiłek" jakim jest odnalezienie elementów układanki.
Nadawca – zestawiając je – ale o tym później.
Skupmy się na odbiorcy. Ten wyszukuje w kulturze sobie znanej cytat. W tym przypadku identyfikuje Beethovenowski fragment. Ale pamięta o tym, że żyje w epoce postmodernizmu i wie, że wyimek ten nie mógł zostać użyty drugi raz w tym samym celu. Czyli – nadaje on (a raczej autor za pośrednictwem tegoż narzędzia) nowy komunikat. Aby go odczytać patrzymy na całość. Mamy do czynienia z tekstem krótkim, o tematyce frywolnej. Z czymś prostym, co z założenia nie ma „głębi”. Szukamy więc funkcji tego zabiegu. Jeśli przyjrzeć się mojemu tekstowi wynika z niego, że fragment posłużył mi za zarysowanie swoistej „przestrzeni fabularnej”. Nowe użycie jest – jak oboje zauważamy – dokładnie przeciwną estetyką. Ty nazywasz to profanacją – ja postmodernistyczną grą z czytelnikiem. Moja epoka mówi mi: Wszystko już zostało napisane, każde twoje słowo będzie zatem cytatem. To, co nam zostało, to takie ich zestawianie, które tworzy nowe zgrzyty, nowe iskry, nowe sensy. I to właśnie daje włożenie tych słów (swoją drogą mają one same niewiele wspólnego z kompozycją Beethovena ale to jest teraz nieistotne), kojarzących się wzniośle, w jakąś frywolną i zupełnie lekką formułkę. Mój cel został osiągnięty wywołując silną emocję w Tobie. Że był to niesmak? Niewiele to zmienia. To już indywidualna sprawa – jednak nie smaku, lecz postrzegania rzeczywistości.
Bardzo dobrze odnajduję się w epoce ponowoczesności. Dziękuję za czas, kiedy sobie uświadomiłam próżność norwidowsko-asnykowskich pojęć w XXI wieku. Jak wiadomo, to nie jest miła świadomość. Człowiek postmodernista to człowiek na zgliszczach. Szczerze Ci zazdroszczę pewnego rodzaju „naiwności” pisania ‘anioł’ i ‘miłość’. Tylko te słowa dziś nie brzmią. Są śmieszne. Co nie znaczy, że to, co oznaczają jest śmieszne. Tylko chodzi chyba o to, by pisać o nich, nie nazywając ich w ten sposób. By wyrazić miłość pisząc choćby o jogurcie Danone. I zrobić to tak, by odbiorca zaniemówił na ładnych parę chwil.
Mój wiersz jest, jak powiedziałam, zabawą. Nie odbiciem wnętrza, nie biorę go na poważnie wobec mojej osoby. Ale jest jakimś, mniej lub bardziej przypadkowym, wynikiem tego, co napisałam powyżej. A to, chcąc nie chcąc, traktuję jak najbardziej „poważnie”.
Zapraszasz mnie do zabawy w piaskownicy – jeśli naprawdę wierzysz w swoje „równie dobrze”, boję się, że nie ma między nami pola dialogu.
Choć wolałabym, żeby było.
P.S. Czarne dziury zawsze wydawały mi się fascynujące. Głównie przez moc przyciągania, której nie da się oprzeć. Ale widocznie nie są. Z tym też się kiedyś pogodzę.