Zaszumiała zielonością traw,
zastukała soczystym brązem pędów,
musneła dłonią w białe kwiaty przybraną,
otulona mgiełką miliona zapachów i dźwięków
w sukience z błekitu utkanej szła,
słonecznym uśmiechem pozdrawiając świat.
Niewidzialna,ale widoczna
cicha, a jakże głośna.
Zaspane oblicza rosą przemyła,
senności się pozbyła
i zapaliła iskierkę marzenia.
Wiosna,matka rodzących się nadzieji.