Stare mądre drzwi
których ciemne westchnienia
wpuszczały i wypuszczały pożartych przez pleśń
i oślepłych od starości ludzi
otworzyły się bezgłośnie
i weszliśmy w ich życie
siedzieli jakby w cieniu swojego losu
i nie bronili się
w pierwszych niezręcznych gestach
wydali swoją tajemnicę
przysiedliśmy się do nich
jakby na brzeg ich losu
zawstydzeni trochę tą bezbronnością
byliśmy gotowi rozpaść się,rozgałęzić
rozsypać w rodzinę
mali zgarbieni o twarzach wyjałowionych z płci
siedzieli w swym szarym bankructwie
pogodzeni z losem w cieniu bezgranicznej
pogardy ,w którym zdawali się wypoczywać
było coś tragicznego
była nędza kreatury
walczącej na granicy nicości i śmierci
a potomstwo pokarze rację
tej paniki starzenia się
tego szału umierania
bez krwi i twarzy
i my kiedyś staniemy oparci o śmierć
patrząc na te delikatne ciała ludzkie
dalekimi ,niewidzącymi oczyma
czekając na falę nagłego zrozumienia
wtedy wpadniemy w nicość
i twarz odejdzie w nieobecność
zapomni o sobie
rozwieje się