Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

jakub pietrzykowski

Użytkownicy
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez jakub pietrzykowski

  1. Drogi Adolfie H Twoje ręce pachną gazem Bo w środku nich nie ma już żył Są tylko niekończące się gazociągi Którymi niczym autostradą dusze podróżują Płyną w zamkniętym obiegu I płynąć będą Dopóki sam do nich nie dołączysz Ale ty nie chcesz Nie możesz Jak to Z Żydami i Cyganami jeden los dzielić Lecz pęka gazociąg na Twoim nadgarstku Jak miernego kaprala w noc zasysa Mieszasz się z masą metanu i krwi I pojmujesz Że to ty jesteś brakującym ogniwem Między człowiekiem a śmiercią
  2. Na moich oczach znikło Miasto Aniołów. Umarło, bo wykonałem ruch batutą skradzioną Bogu. Jeden ruch i wieżowce poskręcały się Jak piszczałki w organach Bacha. Drugie smagnięcie batuty przecina liny wind, Które spadając miażdżą ludzi Jak Dziadek do Orzechów Słodki trzask batuty wybija okna oper, Pamiętających Verdiego, Wagnera czy Weilla. Już przestałem czuć, W szaleńczym szesnastkowym tempie wyważam drzwi bunkrów Hermetycznie przechowujących to, Czego nie zniszczyła moja batuta. Robespierrowska szubienica tnie stosy nut i partytur. Nic dla przyszłości! Krzyczy szubienica wieszająca Ostatnią grupę potomków Chopina i Mozarta. I nagle... jaka cisza. I tylko odgłos szarpaniny między mną a Bogiem o połamaną batutę. p.s to jest robocza wersja wiersza.
  3. Tam, nad brzegiem stał człowiek. Tam, nad brzegiem zachodziło jego słońce, Tam, ostatnie promienie grzały, Pooraną bruzdami starczą twarz. Zmierzch jego słońca zrodził gwiazdę, Skrzącą srebrnym blaskiem. I stał nad brzegiem człowiek, Nieznacznie chyląc się ku przepaści. A kiedy jego słońce rozdziewiczyło, Pas nietykalnego horyzontu, Człowiek runął w przepaść razem z nim. Wyrzucając balast swojej przeszłości, Sięgnął ostatniego promienia życia. Odradzające się słońce zalało morski brzeg, Niezwykłym, pierwotnie jasnym światłem. Na brzegu leżało dziecko, Wpatrzone w gasnący firmament gwiazd.
  4. Napiąłem cięciwę życia do granic możliwości, Jak strzała wymierzona we wroga w niebo się wzbijam. Krótki moment szczęścia gdy tory losów naszych W jedną orbitę się zmieniły minął. Znów oddalamy się od siebie jak galaktyki, Czekając na kometę, która znów nas połączy. Już wiem że nie starczy mi łez do obmycia Twych stóp. Zabraknie mi ciała by ugościć Cię jak zbłąkanego wędrowca, Którego przywiodły do mnie białe kamienie. Jedyne co mogę, to krwią swoją Znaczyć nam ścieżkę do domu, Którego tak naprawdę mieć nigdy nie będziemy.
  5. Pamiętasz październik? Liście czerwone Leśne ścieżki pokryły, A drzewa stały się sine Jak usta nieboszczyka. Szukam w lesie Ciebie, Lecz nie znajduje. Zmierzch zapada. Liście niegdyś czerwone Czernieją jak spalony proch. Szukam w lesie Ciebie, Lecz nie znajduje. Ranek nastaje. Drzewa powoli wypuszczają Uwięzione w nich dusze. Docieram do polany, Na środku której Anioł Niczym wieczny drogowskaz Dwie drogi pokazuje: Zbawienie i Śmierć. Już wiem, że nigdy Ciebie Nie spotkam, A przynajmniej nie tu I nie teraz. Wybrałaś Zbawienie, Wśród pląsów złotych lir. Mnie pozostał dzwon, Który żałośnie me kroki Do piekła wybija.
  6. Góra Tabor upada, Synaj odwraca wzrok ode mnie. Przymierze z Bogiem zerwane. Siedzę i krwawię. Więc to ja otrzymałem dzisiaj rolę Jezusa. Wbijam pierwszy gwóźdź, boli, ale trwam niezmordowany. Drugi gwóźdź rękę przeszywa, niczym dąb zwalam się na ziemię i proszę samego siebie o łaskę. Wiem że nadaremno. I cierniem moją głowę przyozdabiam, i zakrwawioną szmatę niczym purpurę przyodziewam. Płakać zaczynam, lecz zamiast łez tylko ocet płynie.
  7. hmmmm.....ciekawa kompozycja. niezły fragment: "Elementem który zna Pełnometrażowy film o szczęściu" średnio podoba mi sie natomiast końcówka, jakby była troche z przymusu. Ale ogólnie ogromny plus i... czekam na wiecej.
  8. Ktoś zaatakował mnie w moim śnie. Nie nożem, nie pięścią Lecz słowem. I umieram, Leżąc w kałuży Wirtualnej krwi. I myślę, jak? Ostatni bastion mnie Został zdobyty?! I konam, Nie od ran, Lecz od mowy zawistnej, Cięższej niż kamienie I ołowiane kule. I umarłem, ale gdzie?! Pod płotem swojej świadomości? Pod murami Jerycha? Jak bohater i heros? Nie! Umarłem na środku drogi W moim własnym śnie!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...