Wieczór narodził się na niebie
narzutą z szarych obłoków
i zniżył w ogniu słońce
aż pod sam zielony horyzont,
a ono już nigdy nie wstało jasne,
jak kiedyś.
Gwiazdy już pewnie
na to dawne niebo świecić zaszły,
gdy mi serce zadygotało i osłabło.
Aniołowie w smutku i w pokorze
zeszli bliżej ziemi,
by do raju domknąć drzwi.
Musiałam z kręgu szczęścia wyjść
poza czas, gdzie liczy się dni,
jest smutek i jest żal,
a potem nie ma już nic,
tylko nicość tam trwa,
ale smutne dni dalekie od gniewu.