Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

nocny

Użytkownicy
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez nocny

  1. Doda?? Doda... hmmm nie znam, nie spałem...
  2. chciałbym byś ciszej była i jakby mniej natrętnie zamykała się we mnie na klucz zasypiała o poranku nie budzona rykiem fanfar ani jazgotem klaksonów nie szukam cię nie tasuje, nie rozdaje nie mamię prestidigitatorstwem słowa nie wycieram tobą ust między posiłkami nawet nie chcę mieć zdania o tobie tyle że zawsze się ktoś upomni komu się nie mam ochoty tłumaczyć każe zmagać się z sobą samym lub oglądać bitwy toczone w huku zderzających się poglądów podziwiać doskonałe strategie obojętnych mi porażek chciałbym byś ciszej była i mniej pretensjonalnie wycierała krople patosu z czoła miast na rozżarzonych węglach kładła się na mokrej trawie gryząc źdźbło nuciła sprośne przyśpiewki chciałbym byś ciszej była i nie świeciła mi wiecznie w okna potężnym czerwonym neonem nawet gdy ścichniesz i przygaśniesz obiecuję nie zapomnę o tobie rzeczpospolito
  3. Ten rosół z makaronem z nieznośnej lekkości bytu, zbyt rozwodniony. Byt Zbyt Odbyt. Uważam, że przy dobrych intencjach wyszedł kiepski wiersz. Taka łopatologia jest niewskazana.
  4. A ja Cię podenerwuję. ;-) Treść - tak. Przyjmuję, gryzę. Zgadzam się, albo nie. Ale świetnie uderza w struny. Co z tego skoro bardziej uderzają mnie w struny niedoróbki formy. Z wszystkich znaczków jedynie gwiazdka pośrodku znajduje uzasadnienie. Na jakiego diabła te pytajniki? Do czego ma służyć ten cudzysłów - wyróżnia cytat, czy też, jak w taniej prozie ma wyrazić ironię. Zamiast nawiasów popracuj nad wersyfikacją. Używaj ich tylko wtedy gdy niczym ich nie potrafisz zastąpić, gdy czujesz, że są absolutnie niezbędne. Wielokropek - niepotrzebny, ale i tak ze wszystkich dość nonszalancko porozrzucanych znaków interpunkcyjnych, najmniej irytujący. No i koronne: "cztery infekcje i ich temp." A cóż to jest "temp." i co on robi w części, która zaczyna się słowami "jaki byłem mały". Od kiedy to taki mały ma infekcje z "temp." zamiast po prostu "z temperaturą". Podsumowując: pisząc wiersz proponuję się wcześniej zastanowić nad formą, być w niej skrupulatny i konsekwentny. Nawet wprowadzając poczucie chaosu, trzeba mieć świadomość, że zburzy cały efekt, jeśli czytelnik zwątpi w to, że autor zrobił to celowo. Myślę, że mógłbyś spróbować bronić tych znaków przestankowych, gdybyś wprowadził pełną, poprawną interpunkcję - ale osobiście uważam to za niepotrzebne. Sugestia - zostawić gwiazdkę - zakładam, że jest niezbędna dla pewnego efektu dyptyku. Ewentulanie zastanowić się nad ostatnim wielokropkiem, choć dla wielu wielokropki w wierszach są sprawą bardzo drażliwą. Reszty interpunkcji i znaczków pozbyć się, bez najmniejszych sentymentów, uważając przy nawiasach by nie zmienić treści. Pozdrawiam nocny P.S. Tak jak pisałem. Wiersz mnie poruszył, do tego stopnia, że chciało mi sie tyle tu nabazgrać. Gdybym uważał, że jest mierny, nie traciłbym czasu. n.
  5. Dziękuje za taki fajny komentarz. No cóż dział zmieniłem, bo to odgrzebany jeden z wcześniejszych moich utworów, taki bardziej emocjami niż głową pisany. Ale mimo wszystko bardzo go lubię. Stwierdziłem, że godny opublikowania, ale niekoniecznie w miejscu, od którego ludzie oczekują pełnej władzy nad piórem. W sumie jest taki 'małopoetycki' ale po raz pierwszy udało mi się dokładnie osiągnąć pożądany klimat. Jest też bardzo osobisty. Miłego czytania. Bardzo chętnie poczytam też wszelką krytykę, choć utwór trochę za stary, żeby go zmieniać - chętnie się czegoś nauczę. Panie Jacku - o co chodzi dokładnie z tą ławką, bo nie zrozumiałem ;-)
  6. "Wierności i wybaczania uczmy się od psów" Był krajobraz zimowy Ławka drzewo zamek śnieg rzeka i księżyc I ona zupełnie obca bliska mi osoba Między nami biegały myśli a słowa grzęzły w gardle skrzepione konsekwencjami Księżyc zapytał czy szczerość tak boli i kogo Ławka powiedziała bez sensu że wymaga bezwzględnego wybaczenia sobie wybaczanie innym Nie zgodziłem się z nią Mróz tężał Ona obróciła się do mnie i ukryła wszystko co miała do ukrycia choć oczy jej krzyczały pomocy Ja obróciłem się do niej i słyszałem drzewo Nie tnij jej nożem języka bierz przykład ze mnie trwaj i rośnij w sobie Zamek obruszył się tylko jego mury nie znosiły mojego wahania Zapalimy jeszcze ja nie ale ty pal jak chcesz Chodźmy gdzie gdziebądź już jesteśmy a tu zimno Tak wam się tylko wydaje dzieci tak wam się tylko wydaje płyneła jednostajnie rzeka A mnie rozrywały niewypowiedziane dwa słowa i oczy pełne błagalnego krzyku na który nie mnie dane odpowiedzieć nie mnie A szkoda Śnieg padał milcząco jakby zrozumiał że szczerości słów nigdy nie będzie a jeśli nawet to niewybaczalna
  7. Dziękuję, że postanowiliście Państwo wczytać się w ten utwór i nie poprzestaliście na powierzchownej krytyce. Nie jest to jeden z tych utworów, pisanych na kolanie, pod wpływem płytkich emocji jedynie. To opis półrealnej przestrzeni mającej odzwierciedlać półrealność istnienia Peela- nie będę dysertacji pisał na temat własnych wierszy ;-). "Róg Brackiej i Reformackiej" jak zauważył pan Roman Bezet nie istnieje jako miejsce na planie Krakowa. Był taki niby-dowcip dawniej, że jak jakiś krakus nie chciał się spotkać z kimś przyjezdnym (żeby na przykład oddać długi) to umawiał się z nim na rogu Brackiej i Reformackiej. Dzisiaj na ulicy Reformackiej - istnieje bar-pub o nazwie - "Róg Brackiej i Reformackiej". W niedzielne deszczowe popołudnie niezwykłe miejsce pływające gdzieś po oceanach nierealności. Budzące tak wiele przeróżnych skojarzeń i jednocześnie - już bardzo osobiście - przynoszące tak wiele zbiegów okoliczności. Dziękuję za wszelkie uwagi krytyczne. Hmm rzeczywiście wersyfikacja a tym samym rytmika pierwszej strofy zdaje się przekombinowana, jednak zależało mi na oddzieleniu ciężkich słów-wytrychów od lżejszych skojarzeń. Rzeczywiście ten zabieg wytrąca z równowagi, ale właśnie taki był jego cel.
  8. "...Dokąd pójdę kiedy nie istnieją już narody..." Jacek Kaczmarski nikła przestrzeń nieuchwytnego raju zawieszona na przecięciu dusznych myśli nieoznaczona na planie stworzenia jeszcze szukająca możliwej do wpisania się rzeczywistości ostatnia enklawa uniknionego spokoju odcięta konturami murów miasta zapachem kadzideł i szeptem sumy w ukrytym kościele szklane zasłony skupienia zapach kawy długopis popołudnie niedzielne i dym z papierosa poświadczą że choć ulotnie byłem w realnym punkcie zbiegu nieprawdopodobnych okoliczności
  9. Dziękuję. W pewnym sensie ten wiersz jest dla mnie bardzo osobisty i nie potrafię inaczej niż osobiście przyjmować opini na jego temat. Tym bardziej dobre słowo trafia głębiej i napawa nadzieją. Pozdrawiam
  10. gdzie promień światła jeśli go nie widać istnieje poza nami nieskończenie tam czas krojony na miliardy błysków ściera w ukryte wymiary przestrzenie w bezkształt beztrwania w iskrę nieistnienia zmienia się wszechświat w nas pomiędzy nami nie zdołaliśmy drobinek połączeń urzeczywistnić trzema wymiarami porównujemy nieskończone zbiory zaległych w duszy mikropragnień kwantów a tak maleńkich jakby nie istniały w soczewce świata skupione całości liczone mocą kardynalnych błędów rozbitej w gwiazdach teorii miłości
  11. Niby spokojne marzenia, a jednak z podszewką pretensji. Wyziera ta podszewka w przetartych miejscach. I zamienia wiersz spokojny w wiersz pretensjonalny. I jego akcje wtedy, może nie na zbity pysk, ale też nie do góry.
  12. ostatnia zmarszczka na tryptyku twarzy dwa skrzydła profili zdobią ostry wzrok en face skupione wypatruje w dali dziedzictwa po przodkach genetycznych zasad zachowania rozsądku asymetria geniuszu czy złośliwość demiurgów wpisują w żywy obraz tkanki niedoskonałości lewy profil jakby bardziej uległy spolegliwy wobec grzechów ciała z nutą ojcowskiej wyrozumiałości leciutkim uśmiechem rozumiejącego w kąciku ust prawy za to twardy prawy w swych zasadach jednak pełen lęku o los i przetrwanie tylko jedno oko nie może wyrazić wszystkich złożoności mistycznych powiązań między prawem Kanta a życiem doczesnym pierwszy plan rozsadza zdziwienie nad światem i ludzką naturą która w swej teorii nijak nie przystaje do zdziwienia nad światem i ludzkiej natury policzki nabrzmiały siłą paradoksów opuchnięte powieki od znużenia nienawiścią i małością ludzkich pragnień twarz jest krucha zdaje się mówić drgający podbródek cała doczesność znaleziona w głębi spękanego lustra szkło po którym długo będzie zgrzytać podwójna moralność tych co nie dostrzegą jedności w trójcy
  13. Ciekawa prowokacja ;-)
  14. Nawet nie bardzo wiem o co pytasz ;-)
  15. Nie będę pisał interpretacji własnego wiersza. W jednym, tym chyba najbardziej oczywistym, znaczeniu to opis rozpadu związku, w którym dwie osoby wpisują się w schemat zachowań dwóch postaci literackiech - Piłata i Lady Makbet - z całą ich symboliką i spuścizną. Choć zainspirowany wierszem "Piłat i lady Makbet" Agnieszki Gadzińskiej jest zapisem moich wieloletnich obserwacji takiego toksycznego związku i jego rozpadu.
  16. mieliśmy spotkać się w pół drogi spokojnie przebrnąć trakt konwencji wpisąć pragnienia cyrklem złudzeń w figurę grzechu konsekwencji patrzeć jak patrzą na nas obcy widzieć-przewidzieć sumę zdarzeń subtelnie zmieniać czas na lepszy wsłuchać się w rytm poprawnych marzeń mogliśmy rozmów długim szeptem słów jednych w drugie wrastać drzewem lecz atawizmem samozniszczeń zatopiliśmy dłonie w siebie błyskiem kolibra nagłych skrzydeł niedostrzeżone rzęs omdlenia gdy wpadaliśmy sobie w oczy cyklonów grzechu pokuszenia zniknie granica dwojga światów ciał wirujących świetlną smugą i jaźń suszona z przeszłych myśli tą wyuzdaną centryfugą krawędzie masek codzienności stopimy w jeden kształtu odlew aż między ust draperią braknie miejsca na jeden słony oddech
  17. Dziękuję Ci za komentarz Messalin i Twoje spostrzeżenia. Ponieważ mam tą możliwość chciałbym się do nich ustosunkować. Po koleji ;-) Hmmm. Pod tytułem jest wyraźnie napisane, że nade wszystko wiersz nawiązuje do czyjejś wizji artystycznej (grafiki Kłaputa) i co sugeruje właśnie część pierwsza do opisu starotestamentowego. "Nic nie powstaje z niczego" -piszesz. Tak, ten obraz tak jak i całe stworzenie powstało ze Słowa co jest wyraźnie pokazane. W tym obrazie powstaje także z bólu, krzyku, cielesności. W tej najdosłowniejszej wartswie naturalnie. Odszukiwanie warstw metaforycznych całego utworu jest domeną czytelnika, nie autora - choć pisząc jest ich przecież świadom. Druga część odcina się formą, co miało sugerować właśnie pewien zwrot. Tak jakby odwrócić się od oglądanego obrazu i mając go w pamięci zanurzać się w jego znaczeniach i nade wszystko konsekwencjach i tak już zostanie utrzymane do końca. Jest połączenie - w warstwie słownej połączeniem jest woda. Najpierw unosi, wiruje - włada, później trzeba się w niej zanurzyć - do dna, w końcu utonąć. Dalsze części to świadomość konsekwencji stworzenia. Jeszcze raz dziękuję za komentarz i uwagi. Oczywiście jak najbardziej czekam na wszelkie krytyczne spostrzeżenia. Cieszę się że zauważyłeś, ten niekoniecznie wybitny (ech jak ja lubię słodkie eufemizmy) utwór. Po cichu liczę, że dostrzesz też kolejne. Pozdrawiam Nocny
  18. "Ciało Piłata drżało i drżała lady Makbet" Agnieszka Gadzińska-Grądkiewicz skończyła się łąka naglej niż zaczęła i płatki pierwsze igły czasu wpijały się mrozem opadały bezlitośnie na niechciany już dotyk milczał przecież zawsze tak robił ale patrzeć jak płacze za jeden pusty ruch rąk nie zasłużył stworzyłem ikonę idiotycznym gestem po wieczne czasy płacę za ich złoto kołatała się mantra pokuty na nią nie na Nią był skazany odeszły z polaną plamy złotobure nie odróżnisz żaru od mrozu na skórze odsłoniła woalkę z bólu i zrozumiała wzrok niegodzien jej stracił z oczu poszycie szczegółów jak zeszli się na polanie ulotnego wybawienia porwani złudzeniem czerwonego światła siność rozwiała co złączył nachalny poeta wiedziała że nie puści bezczynny jak zawsze zajadziła go z premedytacją jak robią kobiety mdłymi wymówkami próchnem przeszłości ostrogą straconych możliwości w końcu była profesjonalistką nie targnął nie chwycił nie rzucił miękko rozluźnił by mogła wysunąć gnojek jednak gnojek miała setki lat miała nawet wieczność a powtarzała dupkowaty scenariusz zaufania własnego pragnienia kontroli do ich pragnienia znów zbyt miałkiego pozostała dziwką z jadzim głosem a on jak zawsze bliski zbawiciela znowu nic nie zrozumiał nawet darowanej im chwili
  19. Wg grafiki Pawła Kłaputa Sad rozpościeram dookoła porosły tłem pierwszego drzewa Z jedwabnej siatki się wydziera na pierwszy oddech już gotowa Z pysznego boku oddzielona krzykiem oczyszczam bólu strugę Trzaskaniem kości darciem mięśni rodzę kobietę na mą zgubę Po raz ostatni po raz pierwszy odczuwam rozkosz współtworzenia I moje słowo jego słowem otwarte usta z przerażenia Tracę powłokę obraz duszy pierwotną doskonałość kształtu Szkielet powiązań zmienia wszechświat strąca mnie w przepaść samogwałtu Co będzie formą a co treścią Czy odnajdziemy się wśród granic Spłonę zachwytem czy boleścią Wirując płynąc z nią wśród fali Tak unoszeni przeznaczeniem Bluźnić będziemy obecnością Grzech - cudowności już znużeniem Ty ciekawością ja bez–czynnością I obydwoje odpłacimy pychę co mnie się tylko pisze Gdy z bólu zrodzić się zgodziłem istotę większą nad me życie Zanurzyć przyjdzie się w tej wodzie i stopą dotknąć dna głębiny Dać odpór falom najwyższego wypełniające ust kotliny Haustem ostatniej świadomości Pieczeniem oczu pełnych soli Wczepić się w siebie mimo złości Że nas że nas Tracony oddech Wciąż Tak boli
×
×
  • Dodaj nową pozycję...