Budzi sie we mnie złość.
Powoli, niezauważalnie rodzi się gniew.
Cichutko, bo po co niepokoić,
Tak teoretycznie spokojną istotę.
Wkracza, rozgaszcza się w twoim zatroskanym sercu,
Nigdy nie pyta o pozwolenie.
Wpierw irytuje powoli.
Zaczynam się wzdrygać.
Spokojnie, bez nerwów zaczyna działanie.
Czuję lęk. Niedobrze.
Jak śmie roztrząsać mą głowę!
Wybucham, nie mogę.
Biedne metalowe rusztowanie mej duszy
W sekundę rozlatuje sie jak garstka zapałek.
Wszystko dookoła mnie jest wrogiem;
Rzucam przedmioty; gardzę słowami.
Niech odejdzie!
Skołatane serce wzywa pomocy.
Łzy napływają do oczu.
Człowiek jest roztrzęsiony.
Cichnie mój gniew.
W kącie pochlipuję.
Gniew idze spać;
Złość sie pakuje.
Zbierają siły na zmartwychwstanie.