Bez słowa, bez mamony
Winę Ciebie za uchylone serce
Raz jak tramwaj potem jak bunkier
Sługus nieugiętej natury
Dla kamikadze chcących zginać z miłości
Twarda jak anioł śmierć śpiewam pieśni
które jak powódź zabierają przeszłość
Dając lepką niepewność i ułudę
Łany zbóż dojrzewają w rajskim ogrodzie
Namiętność je zrasza,
nadzieja ogrzewa
a nocą pląsają pośród wiatru swawoli
Gorące dnie…wilgotne noce i cienie tęsknoty
Szepty wśród źdźbeł ..ciepły szmer wiatru..
Ostatni srebrnik na niebie, zapala twoje lampiony
Pożyczam od gęsi skórę by poczuć chłód nocy
Letni sen wkrótce skończy się