Pewnego dnia, gdy nie padał deszcz,
Nie długo zapadł bezchmurny zmierzch.
Chodziłem po łące z kapturem na głowie,
Lecz po chwili zaczęły mnie boleć skronie.
Tęgim basem pobiegłem na most,
By podziwiać zachodzące słońce.
W głowie zaczął mi szeptać głos...
Jak tu pięknie - pomyślałem, jak morze szumiące.
Tak się rozmarzyłem we śnie swym,
A gdy się zbudziłem byłem w myśleniu mym.
Czy to jawa, czy tylko zwykły sen.
To prawda - niestety, potrzebowałem szybko tlen.
Zbudziłem się na dobre, nie pamiętam jak,
Pomyślałem, że będę fruwał jak ptak.
Spełnię sen swój tajemniczy,
Bo tylko ja wiem, że mogę na siebie liczyć...