Cóż więcej mogę Ci dać,
Prócz ust mych ciepłą osłonę?
Z dłoni mych miękki płaszcz,
W pośpiechu na drugą stronę
Ubrań gąszcz wywróconych,
Ściągniętych z ciał, co goreją
Zmysłów grą podsyconych,
Nagą oddechów kipielą.
I cóż więcej mogę wziąć,
Niż ud Twoich rozpalone
Od pieszczot czary? I rąk
Na ciele mym zaplecione
Dwie liany, co siłę swą
Z rozkoszy bezwiednie czerpią,
I ciałem do ciała lgną,
Aż niemym krzykiem się spełnią.
On wleje w nią do białości
Szeptem słowa rozgrzane -
O pięknie i o miłości,
Gdzie dwoje jednym się staje.
I wtem w otchłań pościeli
Legną jak sił pozbawione
Ptaki, co z niebios bieli
Spadły w pierś ugodzone.