Tęsknię za Tobą. Zwyczajnie, oczy
mi od twarzy odrywa, to ten etap. Po chodzeniu
przez park, po mieście, dymie z papierosa/ zakłócał moją
ciszę tylko przez moment, ale całkiem praktycznie
jestem już zużyta. Zwyczajnie.
Tęsknię. Te ściany już nie są takie same, to
nie one. Ten chodnik. Błyski nad moim czołem, Twoje
oczy? Nieważne. Ręce przy twarzy. To nie ja
jestem, nie ja, bo Ciebie nie ma. Brakuje mi
uderzeń zegarka ze wskazówkami, Twojego serca, mogłam
je mieć. Cały dzień.
Mogłam mieć... Jak każdą reklamę na murze,
kiedy to się stało rwałam je palcami. Krzyk
nawet nie mój. I tylko pusta ławka, zwyczajny
zapach czegoś dziwnego; tytoniu. Po prostu
Ciebie nie ma.