
lady bug
Użytkownicy-
Postów
13 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez lady bug
-
Z góry przepraszam, poniżej zmieniłam Twój tekst, to nie znaczy, że tak ma być; to tylko przykład, że można inaczej, mniej słów, więcej dać czytelnikowi do domysłu: "nie wiedząc podałam na dłoni delikatnie ująłeś je za chwilę znudziło spłoszone rzuciłeś w kąt teraz leży roztrzaskane czeka" Z pozdrowieniami - baba to ja chyba zrobię tak: Podałam Ci je na dłoni. Nie wiedząc co to, Wziąłeś je delikatnie, Ująłeś. Pobawiłeś się przez chwilę, Jak dziecko nową zabawką. Gdy się znudziło, Rzuciłeś w kąt. Teraz leży, roztrzaskane. Czekam, aż ktoś je podniesie.
-
wiersz z wariatką w środku
lady bug odpowiedział(a) na lubię latawce utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
a ja siedzę w moim bloku i podoba się mi bardzo twój. pozdrawiam :) -
Podałam Ci serce na dłoni. A Ty? Najpierw, nie wiedząc co to, Wziąłeś je delikatnie... Ująłeś mnie za serce. Pobawiłeś się nim przez chwilę, Jak dziecko nową zabawką. Gdy Ci się znudziło, Rzuciłeś w kąt. Teraz leży tam, roztrzaskane. A ja? Czekam, aż ktoś je podniesie.
-
...i po reklamie. ja sie nie znam, ale mi sie podoba;) pozdro.
-
a mi sie podoba. pozdrawiam.
-
Drogi Mój-Niemój. Zastanawiałam się właśnie co tak naprawdę chcę Ci napisać, ale nie mogę z tym wszystkim dojść do ładu i składu. Jakby był tu chociaż jakiś 'magazyn myśli' albo 'biuro myśli znalezionych'... Napewno byłoby mi prościej napisać ten list. List, nie e-mail, nie SMS. Taki prawdziwy, najprawdziwszy list. Na kartce w kratkę. Napisany własno-lewo-ręcznie przeze mnie, moim własnym piórem z niebieskim atramentem. Mój własny list do Ciebie. To znaczy to będzie list, jeśli uda mi się go napisać. Jak narazie efekty mojej bazgraniny są mizerne. Rozejrzę się wokół i poszukam. Może jest jednak jakaś 'wypożyczlnia słów' w okolicy. Bo naprawdę brak mi słów do opisania tych wszystkich myśli, które plączą się gdzieś w mojej przestrzeni czaszkowej, gdzieś pomiędzy lewym uchem a prawym. I chociaż czaszkę, jak to czaszkę, mam niczego sobie to w środku jest strasznie ciasno od natłoku kłębiących się tam myśli. Straszny bałagan! Zupełnie jak w szufladzie mojego biurka. Otwieram tylko troszkę, a już na świat pchają się najróżniejsze kartki, karteczki, karteluszki. Niebieskie, jak ten atrament. Czerwone - jak róża od Ciebie (...bo przecież dasz mi kiedyś różę). Zielone, jak trawa albo lakier na moich paznokciach u stóp... Albo żółte, jak słoneczko! Bo wiesz, u mnie dzisiaj jest bardzo ciepło, a u Ciebie? Słonko mi świeci, wprawdzie z daleka, ale za to bardzo mocno. Wiatr też wieje, ale jakoś tak... jakby mu za mało płacili, tam na górze. W ogóle mam taki rozgardiasz w tej mojej szalonej głowie, że aż głowa boli! Mógłbyś wpaść na chwilkę i posprzątać chociaż trochę. Bo kto to widział tak nabałaganić, a potem uśmiechnąć się i wyjść. Nawet drzwi nie zamknąłeś! Zupełnie, jakbyś mieszkał w tramwaju czy w hipermarkecie, gdzie wszystkie drzwi są na fotokomórkę. Byłam wczoraj w jednym. Tam też jest pstro i wesoło. A jaki bałagan! Zupełnie jak u mnie. Tylko ci ludzie... Wciąż się pchają, coś krzyczą i zapełniają swoje koszyki, jakby na wyścigi! Potem stają w długich jak stonogi kolejkach do kas... Nie lubię tłoku, więc sobie poszłam. Stonogi lepiej obserwować na łące. Tylko, że żeby dostać się na łąkę, trzeba najpierw wsiąść do tramwaju. Podjeżdża taki czerwony, a Ty wsiadasz, kasujesz bilet i jedziesz. Lubię patrzeć wtedy przez okno. Świat zostaje za Tobą, wymykasz się z rzeczywistości. A kiedy tylko zechcesz, wsiadasz do drugiego tramwaju i wracasz. Do miasta, tłoku. Do ludzi. Do domu, na obiad. Hmm... No tak, obiad. Przepraszam ale chyba rzeczywiście muszę iść na obiad, mama woła. Nigdzie nie odchodź. Ja zaraz wrócę i spróbuję w konńcu napisać ten list, który Ci obiecałam...
-
hmm. :)
-
Dzieci z ul.Traugutta.
lady bug odpowiedział(a) na John_Maria_S. utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
mi się podoba:) -
[1] Twierdzą dziś utylitaryści, że to, co przynosi korzyści trzeba poznać dokładnie. "Wypchajcie się" - ładnie odrzekli im liberaliści. [2] Mój przyjaciel, scjentysta uważał, że wódka czysta wywołuje wymioty. "Więc do roboty" - - rzekł empirysta.
-
to jest banalne - bo tak banalna byla rzeczywistość.. niestety. i niestety bez happyendu. ale nieszkodzi, nie o to przeciez chodziło. no a ten tekst, tak jak i ten w poezji, znalazł sie tu przypadkiem i z czystej ciekawosci co bedzie jak go tu wkleję ;) dzięki za rady i komentarze (chyba sie powtarzam..). pozdrawiam spod pomarańczowego sufitu:)
-
hm..dzieki za komenarze:) i za rady. tak szczerze - ja tez jestem niedoksztalcona w sprawach poetyckich jesli chodzi o teorie itp. a ten wiersz jest juz dosyc stary i powstał w okolicznościach nudzenia sie na pewnej lekcji i na skutek pewnych wydarzeń. i nie miał być odkrywczy czy cos..on chyba w ogóle nie miał być... i własciwie dałam go tu tak zeby zobaczyc, co bedzie jak go tu umieszcze :) pomysle nad nim kiedys jak mnie najdzie wena i moze rzeczywiscie "dopieszcze" go i "ulepsze"...ale nie obiecuje :) pozdrawiam i ..pozdrawiam :)
-
Dzień dobry – powiedziała. Przysunęła się do ściany, jakby chciała się w nią wtopić. Przepraszam. To nie tak miało być – wyszeptała. Zaczęło padać. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. W jego oczach było szczęście. Bo przecież on tak długo na nią czekał. Ale nie może dać po sobie poznać jak bardzo cieszy go jej przyjście. Że najchętniej objąłby ją mocno i ucałował. Jeszcze nie teraz. Musi zachować dystans. W końcu to ona go zostawiła. I jeszcze ta męska duma... Nie przyzna się, jak czekał. Może kiedyś jej powie. Spyta, dlaczego. Teraz może tylko patrzeć na nią i czekać na kolejny jej krok. A ona? Bała się. Stała przy tej ścianie i liczyła na to, że wszystko się ułoży. Że on ją obejmie, że przynajmniej coś powie, nawet, jeśli to ma być coś przykrego. Niech tylko zrobi jakiś ruch, żeby mogła na niego odpowiedzieć. Bała się, że on zmienił zdanie. Że nie chce. Ale musiała tu przyjść. Wprawdzie obiecywała sobie, że tego nie zrobi. Nie chciała go zranić. Długo biła się z sobą. Nie spała całą noc. Zastanawiała się, jak to będzie. Nie wytrzymała. A co jeśli czar pryśnie? Jeśli okaże się, że to znów nie tak? Ale przecież to nie jej wina... Sam tak powiedział – pomyślała i skrzywiła buzię w gorzkim grymasie. Tylko jak długo można się oszukiwać? Dobrze, że przyszłam – pomyślała – teraz wszystko zależy od ciebie. Zamknęła oczy. Nie może dłużej czekać. Nie chce. Nie zniesie dłużej tej niepewności. Podeszła do niego i spojrzała mu w oczy. A on? Patrzył na nią tak samo jak wtedy, gdy szli pod jednym parasolem, omijając kolejne kałuże. I tak jak wtedy, gdy szli za ręce polaną, a on zrywał kwiatki i wkładał jej we włosy. A włosy miała ładne. Długie i kasztanowe. I tak samo jak tego dnia, gdy powiedziała mu, że to koniec. Tylko, że wtedy nie było w nim tyle radości. I stali tak patrząc na siebie, nie wiedząc, co robić. Jak małe dzieci, które miały powiedzieć wierszyk na akademii w przedszkolu, ale zapomniały tekstu. Tak samo jak tego dnia, kiedy spotkali się po raz pierwszy. Tylko z tą różnicą, że teraz już wiedzieli. Kocham cię – powiedział. Wiem – odpowiedziała i wtuliła się mocno w jego ramiona. Znowu było tak, jak dawniej. Ostatnie krople deszczu na szybie mieniły się w jesiennym słońcu.
-
Zróbmy to tak: Zacznijmy wszystko jeszcze raz. Od początku. Tak, jakbyśmy się wcale nie znali. Spotkamy się przypadkiem. Miniemy na ulicy. Może znów spodobam się panu. Może to pan, spodoba się mnie. Później będzie zwyczajnie: Umówimy się na kawę. Odprowadzi mnie pan do domu. Jak kiedyś, ale jakże inaczej. Bez mylnych gestów. Niepowiedzianych słów. Bo przecież ja pana nie znam. Bo przecież pan, nie zna mnie. Poznajmy się. Dzień dobry.