zenza
-
Postów
23 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez zenza
-
-
przeżycia wprawiają w zachwyt. z wysokości
kolorowej kanapy jest sianie ziół do doniczki,
znikanie kocich ścieżek. w ogrodzie
czekam wiosny, nadchodzi
jak nocne urojenia. w słowach deszczowej piosenki
czuje to ziemia, pomost na wodzie. a ja tracę
tożsamość w tłumie zdań w których żegnasz
zimę, kwiaty we włosach i śmiech
z nieba. jeszcze raz powiedz mój mistrzu
jak z nut; ten język jest już martwy,
żadne z nas nie jest tylko sobą. dziś wiem
zbędne są słowa, powietrze faluje
nad rozgrzanym asfaltem0 -
masz rację Ago- poprawiłem- dziękuję
0 -
bardzo mi się podoba, ale bez zachwytu :) pozdrawiam
0 -
pięknie dziękuję Agato (za powstrzymanie się z oceną;)
pozdrawiam również :)0 -
nie nie matołek również do bani, ale dzięki :)
0 -
zaraz do wyciapania, wystarczy pogłówkować :) już przerobiłem- dzięki
0 -
no racjum, trochę zmienię- dzięki
0 -
w podróży od było do będzie
dzielącej wczoraj od jutra
czytam cię jak tęsknotę
co nie pozwala się spotkać
ziemi z niebem
zawsze tuż obok udając
siłacza z kolorowanek
szukam czternastej muzy
trzynastozgłoskowym wierszem
opisów ziemi z kawałków nieba
błądząc po sennym mieście
w poezji dni powszednich
zaułkach ulic z twoim imieniem
odkrywam siebie
staję się ziemią i niebem0 -
bardzo dziękuję za komentarze :) pozdrawiam
0 -
wahałem się- ale ok, dzięki :)
0 -
mam leśne jeziora w powszedniej poezji
problem ze skrzypiącą podłogą
hejnał mariacki mp3 i śpiew wielorybów
download jak śnić na poszkolne dni
trzecie jądro pisane wierszem o mchu
jestem człowiekiem pod deszczem foto
migoczącym haroldem rosenberg
w pierwszy dzień zimy
makowiec świąteczny
coraz częściej myślę o tobie
w fotelu z wiklinowymi poduchami
czytam sonety do orfeusza
sny o wirujących słońcach
widzianych z okna transsiba
przypatrzcie się ptakom niebieskim
wiara i światło to drogowskazy0 -
wieczorem
szukam miejsca
dzielącego spojrzenie
od cienia
szukam w nim ust
przeczuciem
nocą
na wydmach
płyniemy
do papierowej latarni0 -
racjum- wyrzucam planetę
dzięki za komentarze :)0 -
dbam o planetę pisząc
wiersze o wilkach
traktowaniu psów w indiach
w sztuce łucznictwa
jestem poetą zen
w ogrodzie snów odlot żurawi
dlaczego ogon nie przeszedł
idealna paprotka lubi dym
kawę zbieraną przez małpy
o temperaturze domu
debussy w świetle księżyca
słyszę głosy dzikich gęsi
kawa zbierana przez ptaki
dlaczego kocham ziemię
bo ostatnich gryzą psy0 -
jest mi bardzo miło :)
0 -
Dziękuję Marto, gdybyś miała ochotę to więcej (innych historii) mam na blogu. Pozdrawiam :)
0 -
bardzo dziękuję :)
0 -
Pan Kazik był miejscowym rakarzem- niezastąpiony, gdy trzeba było uśmiercić kolejny koci miot, pieska lub króle. Lepiej było go jednak nie wpuszczać w obejście, ani do domu, ponieważ miał 'krostę na języku'. Jego wizyty zazwyczaj kończyły się chorobą krowy lub tym, że kury przestały się nieść. Mnie także pewnego dnia odwiedził Pan Kazik, chwaląc dom, oraz „jak pięknie macie". Kiedy wyszedł stwierdziłem, że wszystkie rury kanalizacyjne w domu się pozapychały, dziwnym trafem wszystkie! Tego dnia uwierzyłem w jego moc.
Pan Kazik był postacią sympatyczną. Bywałem w jego małej chacie, wcale nie na kraju lasa, a w środku leśnej osady. Widziałem jak wieczorami zamiast kolacji jadł talerzyk lekarstw. Widziałem też jak ostatniej wiosny, tuż przed południem, wyszedł na pola i powiedział do mnie- wiosna jest tak piękna, aż żal umierać. Był prawdziwym człowiekiem. Umarł zaraz później na raka.
A teraz do rzeczy. Pan Kazik trudnił się czarownictwem, kiedyś pod sklepem, w przypływie dobrego humoru zdradził mi recepturę na stanie się niewidzialnym.
Należy w nów o północy, na rozstaju leśnych dróg rozpalić ognisko. Następnie w garnku z wodą rozgotować czarnego kota. Każda „kostuczka" powinna pływać oddzielnie. Wygotować całość do galerety czyli maści. Następnie należy brać „kostuczki" po kolei w zęby, jedna z nich to ta, dająca niewidzialność.
Przypomniałem sobie Pana Kazika dziś na zatokach. Schodziłem lasem bukowym, skarpą ułożoną z brązów zeszłorocznych liści, powalonych omszałych drzew i zielonych kamieni.
Nad jeziorną zatoką, pomyślałem patrząc na zamglony horyzont, że życie jest iluzją. Właściwie to w słuchawkach na uszach, ktoś cicho nucił o iluzjach, o śniadaniu dla królowej. Później przez chwilę grałem na dziecięcym pianinie i gotowałem ogrodowe kwiaty.
Przeglądam karty dziecinnych bajek, tam uśmiechnięty król zaprasza na wyprawę do wieży głupców.
A jeśli to co widzę jest prawdziwe? Poczułem piękno krajobrazu jeziora, jako własne wzruszenie. Przypomniałem sobie Pana Kazika i stałem się niewidzialny.
Idąc przez wieś spoglądałem w leniwe oczy psów, żaden z nich nie szczekał. Tuż przede mną szła ona i on- dwudziestoletni, schludni. On miał neseserek a'la 'świadkowie jehowy', ona płócienny worek przez ramię. Rozmawiali o czymś zaaferowani. Nagle, przez ułamek sekundy, ona spojrzała na niego w taki sposób, że zamieniłbym się z nim na wszystko. Oddałbym mu jezioro, Pana Kazika, niewidzialność- za to jedno spojrzenie, którego nawet nie zauważył. Niewidzialne spojrzenie sprawiło, że świat na powrót zaczął wirować. Oczywiście w prawo, wraz z horyzontem.0 -
pierwsze opisy ziemi
w nich ślady jaszczurek
odnaleziono na truskawkowej plantacji
mówiły o nagualu liliowych pokoi
to jego planeta
ziemia pełna listów do m
wybranych myśli kawy na sen
starych opuszczonych domostw
japońska estetyka ja
patrzę na świat twoimi oczami
wierszem o pełni księżyca
matko przed twoim obrazem
każdy posiłek to okazja
bagno zwyczajne zaprasza0 -
Holiday Inn- słoneczne popołudnie, dobrze oświetlony pokój, dużo zielonego szkła, plecione wiklinowe fotele, a na nich poduchy, wszystko polane secesyjnym sosem. Obserwuję jak rosną paprotki, właściwie to patrzę na ich lekko poruszające się cienie.
W środku domu znalazłem miejsce gdzie najlepiej jest palić kadzidła.
Śniło mi się olbrzymie akwarium, właściwie to było Sanatorium, takie jak na linorytach Gielniaka. Wyrosło zupełnie niespodziewanie w samym środku działkowych ogrodów, w holu stała szafa grająca, stare romanse mieszały się z pozorną pustką korytarzy. Uśpione miejsce gdzieś pomiędzy trzecią rano a świtem.
Nienagannie ubrany recepcjonista na tle kredensu mojej matki, dość nędznego zresztą. Nie wiem gdzie jest mój pokój, recepcjonista z uśmiechem wręcza mi klucze, spoglądam na wiśniową czerwień korytarzy i po raz pierwszy dostrzegam wiklinowe fotele. Błękitny papierosowy dym i stolik z kawą. Mam wrażenie, że zaraz zemdli i mnie; wszystko jest perfekcyjnie dobrane do przestronnych wnętrz, pełnych letniego popołudnia i powoli przemieszczających się cieni paprotek.
Siedzisz w fotelu ubrana w letnią sukienkę, oboje bardzo ją lubimy. Wpatruję się w twoje uda, na których pojawiają się kropelki potu, pomimo zacisza hotelowego wnętrza. Podchodzę i rozchylam ci nogi. Wiedziałaś, że przyjdę.
Billy Holiday stał nad nią w lekkim rozkroku. W garniturze i lekką kpiną w oczach, przypominał bohaterów opowiadań Chandlera. Doskonale widziała jak wielka jest siła pragnienia stojącego nad nią mężczyzny, nie musiała mu nawet patrzeć w oczy. Poczuła swoją przewagę i z chłodną obojętnością kontemplowała, zielenie filiżanki kawy stanowiły niezwykłe tło dla gałązki Orchidei. Na stoliku leżał porzucony kwiat, tuż obok pojawił się ktoś kto jej pragnął. W myślach pojawiły się japońskie herbaciane pawilony. Odrobina złota na ścieżkach, pozostawione własnemu losu opadłe liście Miłorzębów stanowiły o doskonałości obrazu.
Kiedy ponownie spojrzała w oczy, podał jej w milczeniu kartkę.
1. nigdy się we mnie nie zakochasz
2. odejdę kiedy tylko będę chciał
3. nic ode mnie nie dostaniesz
Poczuła jak zamiast myśli rozlało się w niej ciepło. Ciepło za którym tak tęskniła.
Uważnie przyjrzała się twarzy stojącego nad nią mężczyzny. Był skupiony i wydawało się, że opanowany. A jednak... a jednak... Jednym ruchem głowy odrzuciła włosy z twarzy i przeniosła spojrzenie na recepcjonistę, który wciąż stał za kontuarem udając, że jest zajęty przeglądaniem księgi gości, gdy tymczasem całym sobą pożerał jej obecność i rozgrywającą się między dwojgiem scenę.
- Możesz mi podać pióro, Alex. Pióro i kawałek papieru. - powiedziała w jego stronę.
- Ależ oczywiście, proszę Pani! - recepcjonista sięgnął do szuflady za kontuarem . Wyjął żądane przedmioty, pospiesznie podszedł do nich ignorując obecność Billy'ego i położył je na stoliku. Kobieta posłała mu ciepły uśmiech. Billy poczuł, że palce jego prawej dłoni same zwijają się w pięść. Patricia tymczasem sięgnęła po kwiat Orchidei, podniosła go do ust i pogładziła wargi jego płatkami patrząc Billy'emu prosto w oczy. Przygryzła zębami płatek i posmakowała jego sok udając, że się zamyśla... Po długiej jak wieczność chwili pochyliła się nad stolikiem i bez wahania napisała kilka słów. Skończywszy uchwyciła kartkę pomiędzy dwa smukłe palce i podała Billy'emu.
Recepcjonista ze smutnym uśmiechem podszedł do szafy grającej i wrzucił monetę . Po chwili nad wiklinowymi fotelami i czerwonym dywanem zaczęły królować dźwięki trąbki.
Billy przeczytał słowa...
- poproś mnie o to.
Jego oczy uciekły w strach. Nigdy nie lubił tego momentu. Ktoś w środku ze wstydem wyszeptał cichą prośbę. Oczu nie było widać- bały się ucieczki.
Nad głową powoli poruszały się skrzydła olbrzymiego wiatraka, z głębi dobiegał cichy szum głównego holu. Za oknem słońce kradło drzewom cienie. Gorące popołudnie w hotelowym wnętrzu stało się zapowiedzią długiej podróży po korytarzach pełnych pragnień. Kawałki z rozbitych snów, są tym co chciałbym ci dać, w zamian za twoją uległość.
chciałbym być twoją kurwą
nawet nie poetycką
taką zwyczajną
nie mam świętego stroju w szafie
nie oszczędzaj mnie i rzuć
w bezmiłość0 -
na nadwiślańskich wzgórzach żegnaliśmy słońce
próbując ogarnąć meandryczną czerwień rzeki
w palcach skręciłaś chmurę mgły cukrowej waty
zapisany kreską wiersz w skostniałej dłoni
czekając na śnieg odjechaliśmy czekoladą
powiedziałaś mój czas płynie coraz wolniej
na końcu zmysłów w przerywanym tętnie
jest wehikułem znanym z podróży Wellsa
pomiędzy czwartą a piątą senną przygodą
broniąc przed ciemnością zimowego nowiu
zapadłem w sens posiadania ciepłych uczuć
prawdę spraw nieistotnie wielkich i słodkich0 -
by przeżyć trzy dni dla dwojga
oddałem jaszczurkę w dobre ręce
zbieraliśmy nocą zioła
a moja żona pieprzyła się z innym
mówiłem ci, że nie istnieje
strona lewa i prawa
teraz jest tylko
wysypka
po kiszonym ogórku0
kosmogonia malowidła
w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Opublikowano
Emu to najfajniejszy komentarz jaki dostałem. Dzięki, zmienię tak jak napisałaś.