dziękuję Wam!
pchełka: masz rację, coś by należało z tym jeszcze zrobić.
dziewuszka: "zbyt sentymenmtalnie, żeby uwierzyć. jak czasem bardzo żywy udaje martwego" - no muszę się zgodzić, racja:)
a gdybym w ramach poprawki tak zwariowała ten tekst?
(pytam sondując, wiem, że to w konsekwencji zupełnie inny tekst, ale zastanawiam się głośno, czy może w tym kierunku warto go przekształcić): Noc wigilijna
śniłam własną śmierć. że już moja kolej.
zapachy, kształty, miejsca, nawet cisza
- rozpadały się, płowiały powoli.
co na końcu? twarz w szerokich źrenicach
mojego syna. próbował mnie odbić
śmierci. stopniowo jednak i on znikał,
a z nim moja twarz. dotarło, że na nic
ten dziecinny bunt, że coś się zamyka
za mną, że jeśli mam wracać, to w nucie
lancome, w poezji, czasem jeszcze w kruchej
pewności bliskich, że będę czekała.
świt, czyli żyję. na języku przykry,
gorzkawy posmak strachu. i modlitwy.
o przeoczenie. sama się szeptała.
???
coś lepiej???