Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Richard Crank

Użytkownicy
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Richard Crank

  1. Jej życie z wody najczystszych strumieni, Przepływa na zimno, z chłodu bez fali, Z czystych najczystszą wodą się mieni, Na inne patrząc z brzegu w oddali. Lśniąca i wielka przepływa błyskliwa, Lecz płytka, na dnie warstw wielem zmulona, W kontakcie jak sen jej błysk się rozpływa, Byś ujrzał, że na dnie, każda skalona. Natura wszakże wszystko to czyni, Normalną rzeczy koleją przepływa, Dlatego nikt za to kobiety nie wini, Że urok bezeceństw przed nami odkrywa.
  2. Schadzka pokus w mojej głowie, tych co wiążą mnie z nałogiem. Podaj rękę, poznaj zgubne plany, poczuj się kolejny raz skurwiany. Wyciągam i widzę, te same co wcześniej, lecz podam bo wiem , że Ty ją weźmiesz. Oczywiście że wezmę, pójdziemy znów razem, grzech stanie się tylko pustym wyrazem. Pójdziemy jak zwykle, już czuję napięcie, porzucę to tylko co marne i zbędne. Oddalmy to razem z butelką wódki, w grzechu bezmiarze stopnieją twe smutki.
  3. - Jesteś? Odpowiedziało jej niestety głuche milczenie. Odwróciła się i nie zobaczyła jej twarzy. Nie obudziła się wtulona w jej ramiona i zaczęła po cichutku płakać. Płacz ten przypominał bardziej skowyt małego zwierzątka które zostało samo wśród stada drapieżników. Leżała tak do południa. Naga, zapłakana, rozmyślając o tym co się stało, samotna, znowu. Otrząsnął ją dźwięk dzwonka który dobiegał od frontowych drzwi. Zerwała się w nadziei, że może jednak ...niestety, to tylko listonosz. Odebrała pocztę i znów próbowała zasnąć. Jej myśli powędrowały daleko. Czuła na sobie jeszcze jej zapach i dotyk. Widziała każdy kawałek jej ciała, zwilżyła wargi i poczuła smak jej szminki. Fałdy łóżka zdradzały każdy wykonany ruch który próbowała odtworzyć w myślach. W powietrzu unosił się zapach jej perfum pomieszany z dymem papierosowym. Jedynym widocznym śladem obecności drugiej osoby były dwa przewrócone kieliszki i plama na dywanie po czerwonym winie. Wszystkie emocje naglę targnęły jej psychiką i postanowiła zapomnieć, wyrzucić ją z pamięci. Pobiegła po gąbkę i zaczęła szybko wycierać plamę. Robiła to energicznie, ale przestała i padła na podłogę bo już nie mogła sobie poradzić. Nigdy nie była silną, dlaczego teraz miałaby się oszukiwać, że nią jest. Jej ciało drgało, opuściły ją wszystkie siły i nie mogła się pozbierać. Wszystko uderzyło naraz. Poczuła się zdradzona, oszukana, bezradna, niekochana. Była cała przepełniona bólem i tęsknotą. Wstała i anemicznym krokiem ruszyła w stronę kuchni. W szafce znalazła te proszki które przepisał jej dr Buczek. Na fiolce widniało dwa razy pół tabletki dziennie. Po drodze do sypialni zabrała ze sobą również niedokończoną butelkę wina i siadła przy oknie. Łyknęła pierwszą tabletkę, popiła winem i próbowała sobie przypomnieć jak się spotkały. * Październikowe popołudnie było jak każde inne o tej porze roku. Na dworze było zimno. Wiatr targał bezbronnymi, jesiennymi liśćmi, kołysząc je w psychodelicznym locie. Na ulicy X znajdowała się siedziba Y, firmy zajmującej się wypożyczaniem rusztowań. W sekretariacie została już tylko jedna osoba. 25 letnia, drobna aczkolwiek bardzo zgrabna sekretarka. Z lekka zgarbiona nad biurkiem subtelna blondynka o jasnych, błękitnych oczach. Krótkie, proste włosy sięgające po ramiona co chwila zaczesywała za jedno ucho. Na czarnej bluzce kołysał się błyszczący, srebrny medalik. Za oknem trwały roboty drogowe i słychać było jednostajny turkot młota pneumatycznego. Oderwała się na chwilę od pracy i podeszła do okna. Promienie słońca wdzierające się przez szybę opromieniły jej jasną twarz. Przypatrywała się swojemu odbiciu w szybie. Rozchyliła lekko umalowane na różowo małe usta, zaczesała w tył włosy, gdy wtem wszedł wysoki mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze. - pani Kasiu, pani jeszcze tutaj? już po 16 Był to Wacław Getz, szef Y. Kasia uśmiechnęła się i zerknęła na zegarek wiszący na ścianie. - rzeczywiście, zamyśliłam się i zupełnie straciłam poczucie czasu. Oznajmiła i zaczęła wkładać na siebie kurtkę i kolorową, wełnianą czapkę z lekkim daszkiem w której wyglądała nieco śmiesznie. Getz położył rękę na jej ramieniu i zapytał łagodnym tonem: - zrobiło się tak zimno, może panią podwieźć? Kasia utkwiła w niego wzrok jakby nie wiedziała o co pyta i patrzyła się tylko na jego nad wyraz duży nos. - nie, dziękuję. Poradzę sobie, nie chcę sprawiać problemu. - ależ to żaden problem. I osunął rękę po jej ramionach. - to bardzo miłe z pana strony, ale wolę się przejść, dzisiaj taka ładna pogoda. To jedyna wymówka jaka przyszła jej do głowy. Getz spojrzał w okno i zobaczył, że pogoda tak naprawdę była kiepska, ale zrozumiał aluzję i odpuścił. Poprawił krawat pod szyją i odbąknął: - zatem, do widzenia - do widzenia panu. I wymknęła się obdarzając jeszcze raz szefa życzliwym uśmiechem. Po wyjściu z budynku odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że patrzy teraz na nią ze swojego biura i czuła jego wzrok na sobie jeszcze przez jakiś czas. Dzisiaj do domu postanowiła wrócić przez park. Przechodząc przezeń usiadła na ławce. Wyjęła bułkę którą nie dokończyła podczas przerwy. Pod jej ławkę przybłąkał się jakiś bezpański pies z wielką czarną łatą na brudnej, białej sierści. Usiadł sobie obok i tylko patrzył. - hej piesku. Odezwała się do niego -pewnie jesteś głodny, co? Rzuciła mu niedokończoną bułkę i szukała więcej w torebce. - miałam tylko tyle, smakowało? Pies merdał ogonem ukontentowany odrobiną bułki z serem. Ktoś przysiadł się obok na ławce. Kasia odruchowo przesunęła się na jej skrawek i spojrzała na kobietę mniej więcej w jej wieku...
  4. Zamknij oczy, wyobraź to sobie, Że staje przed tobą dobry człowiek, A teraz je otwórz by role odwrócić, Stań przed kimś, dobrocią go uchwyć. Dobroć człowieka jak spacer po linie, Wzbudza zachwyty, podziw nie ginie, Aż dziwnie się patrzy na dobro owe, Traktując występy błazeńsko cyrkowe.
  5. Dziś goszczę u siebie znudzenie wykładem, To sąsiad lenistwa, próżności jest bratem, I szepnęło do ucha zmierz się z tym trudem, Zapełnij tę kartkę, z Erato zwalcz nudę. Wykład bezkarnie skończyć się nie chcę, Gotuje się we mnie krew, zmęczenie siły chłepcze, Motywacja ucieka z każdym słowem doktora, Skarga powstaje na skrzydłach weny noszona. Wykład się ciągnie, tempa nabiera, Ten akt sztuki tragicznej złość we mnie wzbiera, Skarga leci błędnie, nie wie w jakim celu, Nikt jej nie wysłucha, a skarżących wielu.
  6. Dziś goszczę u siebie znudzenie wykładem, To sąsiad lenistwa, próżności jest bratem, I szepnęło do ucha zmierz się z tym trudem, Zapełnij tę kartkę, z Erato zwalcz nudę. Wykład bezkarnie skończyć się nie chcę, Gotuje się we mnie krew, zmęczenie siły chłepcze, Motywacja ucieka z każdym słowem doktora, Skarga powstaje na skrzydłach weny noszona. Wykład się ciągnie, tempa nabiera, Ten akt sztuki tragicznej złość we mnie wzbiera, Skarga leci błędnie, nie wie w jakim celu, Nikt jej nie wysłucha, a skarżących wielu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...