swymi stopami doprowadzała
mnie do szczytów rozkoszy.
nie lubiła rozmawiać,
ciągle czesała włosy.
marzyłem, by choć raz
odsłoniła swoją twarz.
chciałem odkryć tajemnicę,
poznać kształt jej nosa.
wciąż tańczyła na palcach,
przygarbiona, wściekła,
deptała moje czoło,
srogo marszczyła brwi.
lecz w końcu boso odeszła,
a ja niczym podeszwa,
wciąż tulę do twarzy jej buty.