Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Przemysław Grajczyński

Użytkownicy
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Przemysław Grajczyński

  1. Dziewczęta nagie Na trawie sunąc Dziewczęcymi palcami Rozkładają nogi napięte łydki zwiastują chemiczny taniec od skóry odbijają się mikroświaty membrany zapachów rozpuszcza kwaśny powiew rozkładu roznoszący się w leśnych korytarzach czuć gdy się dotyka ziemi ból i początek długiego łańcucha chemicznych reakcji kryształowe dziewczęta rozpływają się w każdym kolorze który nań padnie niczym grzech śmiertelny szalony i szczęśliwy krew która je opływa staje się coraz bielsza niteczki błyskawic pajęczyny zahaczone o wiatr ich buzie opadają jak liście od wiosennych poranków których palce grzęzną w ciemnych plamach nasycających mięsiwo leśnego podnóża usta motyle ulecą ramiona się skończą brzuch uda obejmie światło i tylko wygładzone miejsce wśród traw powie że tutaj na moment przysiadły
  2. pierwszy śnieg niezauważony przeze mnie pies drży z zimna
  3. Ten co niczego nie pragnie Co spełnił wszystkie zadania Nie zazdrości Nie sięga Umiera mały jak ziarno W żarnach żywiołów Zgnieciony Morze wyssie jego kości Ogień skradnie czucie rąk i nóg Miłościwy wiatr Zabierze łachman ścierwo W podróż ostatnią Ten co pragnie wszystkiego Co nie wypełnił niczego Oddając każdą sprawę światu Myślą wdzierał się w lustro Na rękach ma krew obcej ziemi Ten nie wiadomo jak umrze Lecz bądź pewien Żywioły po ciebie sięgną Morze ucałuje nagą czaszkę Ogień nerwów wrzeciono rozerwie Ziemia porzuci i wiatr wymownie Zbierający słowa zabierze choćby zostały z ciebie Garść lub panteon gór Zabierze w podróż jedyną
  4. Bosy mnichu Przechodzi obok ciebie wiosna obła okrągła jak słowa Rodna o twarzy podbitej aromatem Przechodzi obok ciebie lato z bukietem skwaru Szary prostaczku Jak cienka rana od pędzla na płótnie Bosy mnichu pielgrzymujesz stojąc Łanie skoczne świst wiatru złote obręcze świata Na szczudłach lampiony gwiazd rozwieszają kuglarze Dziewczęta kochane biegną tuż przy tobie Gdybyś tylko chciał zauważyć Im błogosławić Twój kaptur dzieło postów i wyrzeczeń Skrywa duszę twą W jego wnętrzu ręka błądzi boska Pot melancholii zaduch i rosa śmierci Na tobie blask odbija czarnego słońca Twój kostur leży na wznak nieopodal Na przydrożnym kamieniu Który znaczy granicę Z którą nie ważą się mierzyć
  5. Wędrowiec przystaną Na średnim wzgórzu na wschód Od miasta Wstaje dzień Co powoduje że nad głową przybysza Pojawia się aureola imperialnej gwiazdy Mieszkańcy mogli by nawet pomyśleć Że przybył do nich prorok lub Wielki wódz Gdyby tylko odważyli się By słońce dotykało ich twarzy Wędrowiec dawny mieszkaniec Miasta ma nadzieję Która zastąpiła mu duszę Co do miasta i jego obywateli (pomimo szybkich kursów demokracji jakie musiał swego czasu przejść aby móc w ogóle rozmawiać z matką i ojcem siebie samego nie jest on dalej w stanie utożsamiać tych dwóch pojęć) Ma wielkie ale miłosierne oczekiwania Jego miłosierdzie smakuje morzem Morze smakuje solą i cytatami ze świętego Łukasza czy senat podjął już uchwałę aby decydować czy dzieci zaczęły uczyć rodziców mówić prawdę choćby przy stole czy ze sztandarów zeskrobano biel do krwi wędrowiec nie ma odwagi by sprawdzić oczekiwania to opinie sumienia sumienie broni się gdy chce się je odnowić jak zużyty odziewek umrze tej nocy zmartwychwstanie świtem nie zdejmie niczyich grzechów samo je pozna tuż przed zachodem gdy zniknie aureola światła i wędrowiec
  6. Powrót staje się obsesją Ale nie ma on żadnego związku z przestrzenią Co bardzo utrudnia jego realizację Jak powrócić nie robiąc żadnego kroku Można by przesłać posłańca Słowo lub zatrudnić do tego zadania Samą Prawdę Ale żaden z logosów nie jest Na teraz wolny wszystkie są Zajęte igraniem z filozofami O Prawdzie lepiej nie wspominać Permanentna depresja Nie mówiąc już że Powrót nie obejmuje też czasu Pan Cogito mówiąc ściśle nie ma na niego Ani minuty choć prawdopodobnie Będzie mógł skorzystać z kilku tysiącleci Powrót jest genem lub heglowską ideą Jest dialektyczny jak życie bochenka kamienia Pan Cogito odszedł tym samym Porzucił wszelką władze nad rzeczami Poczeka aż oddalenie od polityki I spraw państwa uczyni go Moralnym na powrót Nadaremnym naczyniem Stilosem w rękach boga o niepojętym imieniu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...