Kordeliar
-
Postów
13 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez Kordeliar
-
-
Z pamięci
przywoływanie siebie
jaka byłam zanim
cokolwiek
Sensem nie nazywam
życia kołatania
w reklamówce
Niczym
nie wrócę
Czegoś
pragnąć nie umiem
Nic
należy do mnie
Przypisana do bajki
zakończonej wcześniej
ja0 -
Gość
Banalnie wyglądał jak na postać podpatrywaną spod łóżka, stał sobie w kącie i wpatrywał się w dziewczynę siedzącą na parapecie. Machała nogami nie mogąc się zdecydować. Nie wzbudzał zaufania, a to już plus. Większość wzbudzających zaufanie była po prostu wredna. Im milej wyglądali tym bardziej źli byli w środku. Chyba zorientował się już, że jest obserwowany, bo coś na kształt zdumienia przebiegło po jego twarzy. Spotkali się wzrokiem, chwila zawisła w błękicie jego oczu, by zniknąć natychmiast jak tylko dziecko skulone pod łóżkiem zacisnęło powieki.
Później w kącie nie było już nikogo. Tylko narastająca bieganina i krzyki, bo i po dziewczynie z parapetu pozostała tylko falująca na wietrze firanka.
Do czasu kolejnego spotkania upłynęło trochę, ale gość z kąta sypialni nic się nie zmienił. Sytuacja była nadzwyczaj trudna i pewnie by go przegapiła gdyby nie to, że też stał na balustradzie mostu tylko na samym szczycie i nie drżał wcale. Jakby przestrzeń w dole zupełnie go nie przerażała. Trzęsła się jak osika, ale zawzięcie stawiała stopę przed stopą i jeszcze krok i następny. Stali już na wprost siebie i któreś musiało zrezygnować, by można było przejść dalej. Dziewczynka uniosła rękę ich palce splotły się na chwilę. Chłód jego dłoni był przejmujący. Puścił ją, zeskakując z balustrady mostu na chodnik. Zrobił jej miejsce, by mogła dokończyć wędrówkę. Szum przejeżdżających samochodów tuż pod stopami był oszałamiający. Zdecydowanie minęła miejsce, w którym stał tracąc go z oczu. Wiedziała, że gdy zawróci jego już nie będzie.
Nie był to kres dziwnych spotkań. Kolejne nadeszło wraz z taflą basenu zamykającą się nad jej głową. Śmierdziało chlorem, śmiechem rówieśników i dławiło w gardło. Gniotło i przykuwało do dna paraliżującą niemocą. On zaś siedział tam, na skraju drabinki. Zamazany przez wodę obraz. Jednak rozpoznała go natychmiast. Dziwna otucha jakby dodała jej sił. Odbijając się od dna wypłynęła kaszląc i prychając jednak bała się zamknąć oczy wiedząc, że zniknie. Popatrzył tylko kręcąc głową na dygoczącą na kafelkach sylwetkę pryszczatej nastolatki i odszedł.
Następnego razu nie będzie - postanowiła. Wyczekiwała w zasadzie spotkania ładnych parę lat zdążyła w tym czasie dorosnąć, więc i sny dziecinne zblakły. Nic bardziej błędnego, wpadli na siebie znienacka na szarym korytarzu miedzy hałaśliwym dzwonkiem alarmu i talerzami brzęczącymi w oddali. Dobiegając wiedziała już, że się spóźniła, on właśnie stamtąd wychodził. Coś jakby uśmiech zamajaczył na jego twarzy i w kącikach niebieskich oczu. Pobiegła nie oglądając się. Zastanowi się później.
Potem już wpadali na siebie nagminnie. Raz ona była przed nim, innym razem wpadała spóźniona. Na korytarzach, schodach, klatkach, łóżkach, wersalkach, krzesłach i fotelach. Pod drzewami i na drzewach, między pędzącymi samochodami i wśród zgrzytu rozcinanego metalu.
W ciemności i czerwieni. Klęczeli nawet obok siebie na ulicznym chodniku w tłumie gapiów. Każde wezwanie wiązało się z jego obecnością jakby dźwięk syren go przyzywał. A może było odwrotnie?
Uśmiechała się zawsze widząc go tak niezmienny dla niej się stawał, że pusty wydawałby się krajobraz bez jego obecności w tle.0 -
Wielkość nie świadczy o wolności, bo zupełnie mali mogą sobie wyjść, dokąd zechcą wcześniej niż wielcy. Przekonał się o tym Dzikuś próbując wziąć swoją wolność oknem łazienkowym. Była bardzo oporna i dopiero za trzecim razem mu się udało.
Wolność smakuje soplowo i lubi zniechęcać przemokniętymi butami. Ale to nic w porównaniu z wyrwaniem się od ciągłego udawania bycia Innym.
Balustrady lubią się przyklejać do wszystkiego szczególnie zimą. To też zauważył Dzikuś podczas objadania się wolnością. Prawie miał już jej dość i zamierzał wrócić, kiedy spotkał Innego, który też wyglądał jakby próbował wyrwać się balustradzie mostu. Pochylał się nad czymś, co wyglądało z worka u jego stóp i miał taki dziwny wyraz oczu. Inni go nie miewali. To zaciekawiło Dzikusia do tego stopnia, że podszedł całkiem blisko gapiąc się bezczelnie.
Coś w worku poruszało się miarowo sapiąc i skamląc.
Inny wpatrywał się w to jakby miał tego więcej nie zobaczyć. Co było właściwie dziwne, bo paskudne było i śmierdziało? Ani się nie błyszczało, ani nie miało koloru czerwonego, co jak wiedział Dzikuś było najbardziej pożądaną barwą Innych. Brunatne było śliniło się i nie miało jednego oka. Dodatkowo wyglądało na dość stare. Różowym językiem dotykało dłoni Innego próbując się przypodobać machało chudym ogonem. Inny zostawił to coś na chwilę by pójść po spory kamień leżący na chodniku. Brunatna paskuda wygramoliła się z worka by pokuśtykać za Innym na trzech nogach,
i wciąż nie przestawała merdać ogonem. Obraz był z cyklu komicznych.
Dzikuś, dlatego nigdy nie był całkiem przekonany do stania się właśnie takim jak oni.
Inny był wyjątkowo wysoki i postawny, jedną ręką złapał wciąż przymilającego się doń trzynogiego paskudę a drugą uniósł kamień, by znów podążyć w stronę balustrady.
Worek został napełniony wpierw kamień potem to coś liżące go po rękach. Dylemat Innego był następujący: paskuda wyłaził jakby nie miał ochoty pozostać w miejscu mu przeznaczonym. Szybki ruch i płaszcz rozwiał wiatr. Poły załopotały a Inny widocznie się przygarbił, w końcu była zima. Paskiem zacisnął worek wraz z podwójną zawartością.
Następnie przykleił się do balustrady i całość plusnęła głośnym - plum.
Tafla wody zakołysała się i jakby w odpowiedzi opluła Innego tysiącami małych kropel. Spływały mu po twarzy i czerni rozwianego płaszcza zamarzając w zimowym powietrzu.
Maleńkie łzy rzeki błyszczały na wszystkim dookoła. Inny odwrócił się i odszedł, ale za nim ciągnęła się wąska stróżka kapiąca z jego zapłakanego płaszcza.
taka sobie przymiarka ...0 -
Lubię szemranie ojczyźniano – buraczanych rozmów
Dobiegających zza ściany
Lubię radość bezzębnych uśmiechów
Na widok szkła
Lubię fiołki pachnące z sedesu
W porannej bryzie
Dmuchawców lubię kichanie
Na poboczu drogi
W rytmie kół
Skrzypienie krzeseł w teatrze
Znudzonych tymi samymi
Wersami w torebkach z popcornem
Błękit dżinsu lubię
Uliczny i codzienny
Pogoda na jutro będzie może
Krótsza
13.05.20090 -
zrezygnuję z łyżki
i ołówka
oddam kubek z herbatą
darmo
kapcie zrzucę w przepaść
śmietnika
paprotce dam wolność
rower niech szuka sobie
innej pracy
pies …
zapomniałam nie mam
życie wystawię na allegro
może ktoś się skusi ?0 -
Na skraju drogi, tuż obok przydrożnej kapliczki leżał wielki polodowcowy głaz.
Od strony z której padały pierwsze promienie słoneczne nadchodziła postać, cień jej był długi jakby kimś wielkim była, ale gdy znalazła się na rozdrożu i odwróciła oglądając za siebie, dzieckiem się okazała. Zmęczone maleństwo usiadło na trawie plecami i głaz się opierając wpatrywać się w dal zaczęło, jakby w oczekiwaniu. Minęło kilka godzin a nikt się na drodze nie pojawił, kiedy zaczynało tracić nadzieję coś się zmieniło.
Z daleka widoczna wolnym krokiem pochylona ku ziemi pojawiła się postać staruszki, dziecko poderwało się z nadzieją do góry i podbiegło do niej.
- Witaj Babciu zawołało uśmiechając się szeroko. Kobieta popatrzyła na malutką postać stojącą na jej drodze.
- Kim jesteś ? zapytała zmęczona.
- Twoja wnuczką ? Dziecko powiedziało z nadzieją i popatrzyło jej w oczy. Kobieta skrzywiła się nieznacznie.
- Ale ja nie mam wnuczki.
Dziecko popatrzyło na nią i po chwili zamiast dziewczynki stał już malutki chłopczyk i łobuzersko się do niej uśmiechał.
- A może wnuczkiem mogę zostać ? Będę grzeczny. Powiedziało dziecko zagryzając wargi.
Nie wnuczka też nie potrzebuje powiedziała stara kobieta i omijając łukiem stojącą w pyle drogi postać poszła dalej.
Zasmucone usiadło wiec znów w cieniu głazu czekając na kolejnych przechodniów.
Coś zaterkotało nadjechał wóz pełen worków z ziarnem. Dziecko wybiegło na drogę.
- Proszę Pana krzyknęło machając rekami, wóz się zatrzymał.
- Chciałby Pan może pomocnika ? Jestem silny. I w tym momencie nabrało głęboko powietrza i wyprostowało się jak struna udając wyższe.
- Nie powiedział mężczyzna, a gdzie twoi rodzice ?
- Nie mam ojca odpowiedziało dziecko… ale szukam taty.
- Nie chciałby pan być moim tatą ? Przekrzywiło głowę i jego rysy zmiękły a włosy zafalowały otaczając twarzyczkę miękkimi lokami. Ten zaś popatrzył tylko na bose stopy koloru ziemi na której stała dziewczynka i pokręcił przecząco głową.
- Żadnych dzieci nie potrzebuję i odjechał.
Wieczór już zapadał kiedy drogą nadeszła młoda kobieta. Dziecko znów podskoczyło do niej
i zapytało.
- Szuka pani dziecka ?
- Ależ skąd zaprzeczyła gwałtownie kobieta.
Dziecko ze łzami w oczach powiedziało cicho,
- Chcę mamy, niech pani nią będzie chociaż tylko na trochę proszę…
- Nie sprawię żadnych kłopotów, będzie pani ze mnie dumna obiecuję powtarzało szybko coraz to nowe argumenty.
Kobieta zaś odwróciła się na pięcie i odeszła bez słowa.
Dziecko wróciło do głazu ale nie mogło powstrzymać łkania, krople powoli skapywały z policzków mocząc kamień. Ten zaś poruszył się pod dłońmi i zgrzytliwym głosem powiedział.
- Możesz być moim dzieckiem jeśli chcesz.
Posunął się odrobinę robiąc miejsce w zagłębieniu wyścielanym mchem, tam gdzie zawsze promienie słońca padają pierwsze ogrzewając po mroźnej nocy. Tam gdzie rosa z zimnym swym dotykiem nie dociera. Dziecko bez słowa zwinęło się w kłębek tuż przy swym ogromnym opiekunie, zamknęło oczy i
… skamieniało.0 -
Kołysz
głosem
i ciszą
kołysz
śmiechu
grymasem
kołysz
łez słodyczą
kołysz
okruchami
i życiem
kołysz
gorzko
aż zasnę
1.12.20080 -
rozbiję
te ciszę
jej gładkość
mnie przeraza
nieskazitelna
odbija wołanie
kryształem
zamyka głos
więzi powietrza
bezruchem
czekam
na dźwięk
wyzwolenia0 -
jabłkiem
spadnę na Ciebie
dotkliwie
niebem litość
wydziergam
subtelnie
kroplą wody
zapomnę
przejrzyście
popiół otrząsnę
przemijając0 -
Szarym rytmem codzienności
odmierzamy,
myśli naszych
winogrona.
Przepełnione
złocistą słodyczą
lub cierpkie
od niespełnionych
życzeń.
Oszronione
nienawiścią
marzną,
powszednich
myśli winogrona…0 -
Stopami grzęznąc w błękicie
gonię marzenia rozpierzchłe,
łowiąc je siatką palców.
Trzepocą przerażone
bezmiarem oczekiwań.
Tulę je oddechem
moich dłoni,
modlitwą oczu.
Wypowiadane głośno,
na wargach moich
umierają…0 -
Bez nadziei,
przytuleni okruchami
barw pamięci.
Co w opuszkach
palców mieszka.
Wspomnieniami
przemoknięci,
w cieple uczuć
ogrzać się nie
potrafimy…
w przekręconych słowach
do nadziei przypisani,
wiecznością karmieni
pyłem pozostajemy
wciąż…0
Dosłownie
w Test / śmietnik
Opublikowano
zimno w tej plastikowej kołderce
zapinanej na zamek razem z twarzą
bransoletka z imieniem
którego nikt już wołać nie będzie
numer by nikt mnie nie pomylił
kołysze się wolno na palcu stopy
bujając do snu
w rytmie klimatyzacji
sztywnieją mi dłonie tuląc
splecione wokół samej siebie
blednąc zamieniam się w posag
pozostawiona wśród innych
takich samych bezdusznie chłodnych
na nierdzewnych łóżkach
śpimy obok siebie
obojętniejąc na wszystko
nawet zapach
śmierci wydaje się
przyjazny