Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Małgorzata Bogaczyk

Użytkownicy
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Małgorzata Bogaczyk

  1. Podlegam temu patrzeniu. Przez lata go nie widziałam. I podlegam takiemu spojrzeniu, którego dawniej nie było. Ona już nie patrzy na mnie jakbym była jej częścią i zaskakuje ją ten gest przy spinaniu włosów. Moja przeszłość przygląda mi się, napomina moje własne spojrzenie. Dziewczynka patrzy na mnie, patrzy na mnie młody mężczyzna, który potem ma czterdzieści, a potem pięćdziesiąt lat i nagle wygląda jak człowiek, który zgubił wszystkie przedmioty, jakie miał w kieszeniach. Patrzy na mnie to dziecko i patrzy na mnie inny mężczyzna, ich wzrok się nie spotka, oni spotkają się po latach. Idę miastem, ono rośnie i maleje w moich oczach, ja znikam i powracam w oczach miasta.
  2. Okno zachodzi czerwienią, ulice wiją się jeszcze w snach, prężą się płyty chodnika. Nie będzie więcej zgody między nami, będzie dzień. Kora nie odmówi dłoniom ukojenia, dłoń odmówi dłoni, oko ustom, jesień nie odmówi zimie. W przemianach ręce będą siebie szukać, popękają lody. Zmierzch, który musi przyjąć ciemność, przypływ powietrza, odpływ cienia. Ten wiersz wycina tylko jedną formę, inne czekają na wiatr.
  3. Teodycea jest w ostatnim zdaniu.
  4. Wczoraj sztorm w tym pokoju odwrócił ode mnie moje życie, jak odwraca łódź. Teraz powinnam wspomnieć o ciemnym dryfowaniu, ale to nieprawda: spałam twardo, w plątaninie mojego ciała krew była jak nić równo przewlekana przez palce. Czasami z jednego dnia w drugi trzeba przejść po linie
  5. "Tak niewiele obchodzą mnie" takie niby dekadenckie wiersze.
  6. Dzieki temu Autorowi poznałam nową kategorię wiersza- wierszyk w styli "grania w łapki".
  7. Podoba mi sie ten wiersz. Brzmi w nim kilka innych, ale żaden nie za głośno. Przejęła mnie trzecia zwrotka.
  8. Ostatnio rzeczy rozpadają mi się po cichu, bez tego trzasku, który nas wybudzał nocą, nie budząc mnie z otępienia, z amnezji. Płynie koło nas ta sama czarna rzeka, ale oddala się ode mnie drugi brzeg. Każdego piątku zjeżdżam z dziećmi na sankach, każdej niedzieli słucham śpiewu w katedrze, dzwonię do domu, w każdy wtorek oddaję kolejnych parę linijek pracy. Resztę gdzieś gubię, nie mogę się tego doliczyć. Poza tą godziną, kiedy widzę ciebie i twój widok nie oswaja, nie usypia, tylko boli. Tak mi codziennie składasz wszystko w zawsze nową całość.
  9. Poczekaj na dzień, który wszystko odmieni znowu na chwilę. Jak wszystko odmienia poranny spacer pustym parkiem, wieczorne zmęczenie na małej stacji, dokąd schodzisz z gór, skąd pociąg zawiezie cię do domu, by odkryć, że to znowu było na chwilę. A krajobrazy wyłaniające się zza ciebie, gdy siedzisz plecami do kolejnego celu podróży, nakładają się na te rozwijane we śnie, w cieple jakiego nie udzielał sobą śpiący obok człowiek. I jeszcze pola i drzewa, które wyrosły i tam, wzdłuż alei i obok planetarium, gdzie konstelacje pędzą i nieruchomieją, i znowu pędzą, na przemian. Mijane domy są jak wieżowce, w których ludzie doczekawszy świtu patrzą z okien na wielką plamę parku, na gładki, mokry pas autostrady, myśląc w zdziwieniu, bez żalu: dlaczego tutaj jest moje życie? Poczekaj na listopad, nie śpiesz się z nowym ładunkiem strachu, pozwól temu co jest powoli się dopalić. I poczekaj na śnieg, w którym na pewno coś zostanie zapisane. I poczekaj na odwilż, na napis, list, zagadkę, przesłanie. Poczekaj na bis.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...