Smutek Warszawy mąci mi w głowie.
Duszące się chodniki.
Samochody spadające w otchłań.
Wszystko się plącze, pląsa, ucieka.
Gdzie jest środek? Sens życia?
Ja nie wiem…
Dół, góra, lewa, prawa…
Poplątane pojęcia. Przed siebie najlepiej.
Ludzie tracą pojęcie.
Krótka droga do szczęścia.
Gdzie ono jest?
Ja nie wiem…
Duszno zawsze i wszędzie.
Miasto urzędów, uczelni, dawców chleba.
Miasto dla wszystkich.
Biedaków, bogatych, nijakich…
Czy również dla mnie?
Ja nie wiem…
Miasto ludzi bez ojców i matek.
Tysięczna masa bez wytchnienia.
Mówisz, że w życiu nic cię nie czeka.
Tylko praca, duży dom i seks prawie już od niechcenia.
Przytakuję, jedziemy dalej w korku.
Czy może jeszcze ciebie coś czekać?
Ja nie wiem…
Słyszę samotne serca w kolejce na poczcie.
Proszę, niech pani odpocznie.
Mieszka pani sama w centrum i jest prawie niewidoma.
Ten pociąg jedzie bez końca.
Nie ma więcej stacji.
Przepraszam, ja już wysiadam.
Gdzie jestem? Na brzegu świata?
Ja nie wiem…