Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Waclaw Fibrol

Użytkownicy
  • Postów

    22
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Waclaw Fibrol

  1. Noc zapadła, lecz tylko nad doliną z poza dzikich Dynarów skał księżyca placek milczący wypłynął ktoś melodię tęskną na gitarze grał Otoczony gwiazd girlandów dworem księżyc srebrem po graniach pisze już zapadły nocy skrzydłem uśpione chóry cykad w piniową ciszę A na plaży - już tylko nas dwoje fala stopy nam chłodem liże świat w harmonii rozkołysał jak boje niebo w górze nas i wodę poniżej
  2. To przed Tobą stawali waleczni rycerze prosząc Cię o Polskę po latach niewoli pokornie pochyleni trwając w świętej wierze że ją znowu wolną budować pozwolisz Do Ciebie prośbę wnoszę ja pełen pokory w nadziei, że wysłuchasz modlitwę gorącą i wskażesz mi zagubiony złoty róg Wernyhory i pozwolisz go ująć w dłoń wzruszeniem drżącą A w me piersi włożysz moc wichrów ogromną bym wdmuchnął ją zebraną w róg z kruszca szlachetnego by wrogi grzbiet chronili ucieczką nieprzytomną z trąbami skojarzywszy dnia Sądu Ostaniego I do ust raz wtóry przyłożyć i zadąć weń po nocy mocą wichrów zebraną a głosem tego rogu naród zbudzić i wyrwać z trującej niemocy by z iskrą nową życia przywrócić go Bogu
  3. Czy to wypada proszę pana Wchodzić i miejsce sobie mościć Tak w serce cudze bez pukania Oraz wypraszać innych gości? Czy to wypada? - gdzie zasady? Cóż ja właściwie wiem o panu? A fizjonomia? - trochę blady Tak, jak u innych moich fanów Gdzie jest u pana wychowanie? Czy to wypada tak do damy? Jeżeli chodzi o spotkanie Muszę zapytać mojej mamy Cóż powiedziała mi mamusia Kiedy ją o to zapytałam? Gestem skinęła na tatusia I taką mi odpowiedź dała Też się do serca wkradł jak szuja Potem sie rozsiadł w nim jak pasza Zwodził, czarował mnie i bujał Aż wszystkich z niego powystraszał Chwytał sie kłamstwa i fortelu I obiecywal niebo, ziemie Tak, ten łysawy pan w fotelu Co teraz nad gazetą drzemie Moje wymówki i protesty Kwitował niewzruszoną miną I włosy gładził kruczo-czarne Gestem Rudolfa Walentino Aż kiedyś wiosną przy słowikach W maju zielonym gdzieś nad rzeczką Bujał mnie zwodził i czarował Aż wyczarował ciebie dziecko
  4. Panie sierżancie drogi chcę złożyć doniesienie Serca mi pół skradziono, a ono jest moim mieniem Czy kogoś podejrzewam? - Ja pewność mam niezachwianą To ona z pewnością była, którą spotkałem rano Gdy szedłem z psem na spacer, smycz trzymając w ręce Ona szła na przeciwko w jedwabnej sukience A jak wyglądała? - nogi jak marzenie… Włosy blond do ramion miała - No! i to spojrzenie.. A gdzie ja serce miałem? O! tutaj - spojrzeć proszę Schowane pod koszulą zapiętą na broszę Codziennie z pieskiem swoim wychodzę tak do parku A! i szalik miałem jeszcze, bo chłód ciągnął po karku Czy świadków jakich miałem? - tego dokładnie nie wiem No, może mój Cezarek, bo właśnie był pod drzewem I proszę, aby szczegół mały w protokół był wstawiony że jestem w stanie wolnym - no, że nie posiadam żony Ja wszystko jej wybaczę - zapomnę oczywiście Gdy przyjdzie mnie przeprosić dziś wieczór - osobiście A kradzież? - Jak to kradzież, musi być ukarana By winę swą odkupić może jej zejść do rana Nie tylko, że nie przyszła, to znów ją spotkałem rano Schodziła po schodach z chusteczką przewiązaną Promieniem słońca była..i różą.. i wonią I kwieciem wiosennej łąki..ogrodu piwonią.. Gdy przeszła zobaczyłem, że serca wcale nie mam Świat w oczach zawirował, więc się chwyciłem drzewa Stój! Stój! Ty złodziejko!- Lecz ona już daleko Więc stoję tak bezradny - zrobiła mnie kaleką Cóż teraz biedny pocznę - za późno na ratunek I nawet nie mam siły, by iść na posterunek Ale tak prawdę mówiąc, czy dadzą temu wiary? A może kółka kręcąc powiedzą: zgłupiał stary
  5. Calusieńką prawdę - proszę, wierzcie mi dzisiaj wam opowiem, bo się zwierzyć muszę zanim mi przed nosem zatrzaśniecie drzwi że jedno mam życie, ale mam dwie dusze Bo, kiedy coś robię, coś, czego nie lubię nie wtedy, gdy marzę, albo piszę wiersze to wtedy się udaję do tej duszy drugiej by potem powrócić do tej duszy pierwszej Tą pierwszą mi, jak wszystkim - przy poczęciu dano i ją pokochałem tak, jak własną matkę tą drugą znalazłem po zbudzeniu rano i ją tylko lubię, jak swoją sąsiadkę Jak w pierwszej jestem sercem, to w tej drugiej ciałem jak to jest możliwe? – ja o to nie stoję powiecie: " niebezpieczne i grozi zawałem" lecz ja w nich muszę mieszkać, bo obie są moje Gdy jedną kiedyś zgubię, albo ją zawieruszę to może tak jest lepiej mieć takie dusze dwie a może kiedyś diabeł zechce mi zabrać duszę to będą mógł wybierać, bo któż to dzisiaj wie
  6. Idzie jesień więc lecieć już muszę choć mi szkoda zostawiać ją złotą ale znowu tutaj powrócę przywołany do was tęsknotą Kiedy łąki trawami porosną i zielenią okryją się drzewa jak co roku powrócę tu wiosną uwić gniazdo i znowu zaśpiewam Dzieci znowu będą hasać po łące i motyle będą gonić nad rzeczką w wodzie stawu wykąpie się słońce i głowy pozłoci kaczeńcom ..... Wracaj zdrowy! - za tobą tęsknota bardziej ziębi niż mrozy z zawieją niech nadzieja, gdy zimno i słota i wspomnienie me serce ogrzeją Gdyby losy przeciwne sprawiły że powrócić musiałbyś tu zimą ja ci gniazdko w mym sercu uwiję byś nie zamarzł na dworze - ptaszyno
  7. Cóż była to za lady żeś wzgardził matką, żoną i w kartaczy złowieszcze wycie poszedłeś za biało-czerwoną A potem orzeł biały poniósł twą duszę do Nieba i złożył u stóp Panu Bogu powiadasz - tak było trzeba? "Za tą ziemię usłaną krzyżami za tą ziemię tak łzami zroszoną tą pod orła białymi skrzydłami za Ojczyznę - za biało-czerwoną" .... Prosty krzyż z brzozowego drewna mały kopczyk polnych kamieni a pod nim serce, co biło dla Polski młode życie złożone do ziemi Niech ci Norwida wiersze wiatr szepce w pędach łóz i niech ci gra Chopina w koronach białych brzóz Ja tu znowu na grób twój powrócę bohaterze - Ojczyzny mej synu a nad grobem na wieki niech czuwa biały orzeł w koronie z wawrzynu
  8. są słowa, które mocno bolą i takie, które goją rany są powiedziane ze złą wolą lub potok płynie ich wezbrany takie,co kleją się do ucha i takie, które brudzą mury jednych się nie da dłużej słuchać w innych od dawna świecą dziury słowa salonów i ulicy i puste słowa w pustosłowiach wypowiadane po próżnicy i mądre słowa, jak w przysłowiach bywają słowa niepojęte bo nikt wyjaśnić ich nie umie kiedyś od obcych były wzięte dziś naciągane są, jak z gumy są słowa rzadkie oraz liczne są tak, jak myśli uczesane czasem są gładkie oraz śliczne w nie często kłamstwa są ubrane lecz są i takie wymarzone nadziei pełne, że się ziści a dziś przez ludzi porzucone żywot swój pędzą zeschłych liści w swoim znaczeniu skaleczone bo świat na śmietnik je wyrzucił czują się biedne, opuszczone jak porzucony pies przez ludzi tych, delikatnie, by nie spłoszyć gdy leżą takie zapomniane nazbieram sobie pełen koszyk a potem z nich uplotę wianek i pójdę dzisiaj spać w tym wianku a może sprawi słów tych kwiecie że się obudzę o poranku już w odmienionym - lepszym świecie w świecie bez wojen i bez złości w świecie szczęśliwych, zdrowych ludzi dobroci pełnym i miłości - ja w takim świecie chcę się zbudzić
  9. Podgrzybek, maślaczek prawdziwek malutki i wszystkie w koszyczek i koszyk pełniutki.. Tak idąc śpiewałem sobie w lesie kontent, że echo głos mój niesie gdy nagle coś takiego wylazło z za krzaka nie człowiek, nie zwierzę - okropna pokraka Jak zwierzę futrem pokryty był burym łapy jak bochny i pazurami zakończone kiedy tak rycząc spojrzał na mnie z góry i łapy wyciągnął w moją stronę... ........ Sam jestem chłopem pod powałę jak matka mi rodzona miła musiałbym w lesie spotkać wiedźmę żeby mnie tak przeraziła Tylko się nie śmiać ze mnie - proszę że uciekałem - co wyskoczy rzucając grzyby razem z koszem gdy zobaczyłem jego oczy… Niczym są przy nich ślepia lwa oczy bez uczuć, jak u rekina on miał żarzące ognie dwa miejsca na listość w takich nie ma Do domu miałem ze dwie mile nic więcej z tego nie pamietam ale dobiegłem w jedną chwilę a potwór deptał mi po piętach Bramą trzasnąłem za plecami a on pozostał tam za płotem drapiąc z wściekłości pazurami i rycząc biegał tam i z powrotem Już dwa tygodnie od zdarzenia a wciąż go widzę w moich snach i ciągle miewam przywidzenia że mnie po lesie znowu gna Ja wiem, że w mroku puszczy żyje i może kogoś napaść w lesie dziś znów słyszałem go, jak wyje więc, uważajcie! – kto grzyby niesie
  10. Serce znalazłem. Czyje? - nie wiem z Amora na wskroś wbitą strzałą było wyryte nożem w drzewie które samotnie w polach stało Pod nim zaś napis wyrzeźbiony serc wielu zakochanych wola by je oszczędzał czas miniony “Na zawsze kocham - Twoja Jola” Dlaczego?! - powiedz droga Jolu strzałą Amora tak trafiona ty z nożem biegasz gdzieś po polu zamiast w kochane paść ramiona Spotkałaś miłość na swej drodze to nie ukrywaj jej przed światem ale fantazji popuść wodze i miłość życia uczyń kwiatem
  11. Dyliżansem czarnym jadę czarną drogą, wstęgą czarną po raz któryś własnym śladem on przede mną i on za mną dama wiedzie zaprzęg wilczy cała w bieli – w ręku kosa gdy ja mówię, ona milczy i przygląda się z ukosa świat się cieszy ze spraw wielu a ja jadę po tej wstędze myśl bez światła, jak w tunelu czarną wstęgę widzę wszędzie gdzie popatrzę wstęga czarna poza wstęgą światło słońca egzystencjo moja marna co się kręcisz tak bez końca tak się kręcisz, tak i wijesz to nade mną, to znów u mnie że już nie wiem, czy ja żyję czy żeś wtęgą na mej trumnie choć podobnym do człowieka i oddycham, jem i piję cierpień we mnie taka rzeka że sam nie wiem po co żyję nicość za mną i przede mną lecz nadziei tej się imam że się zerwie czarna wstęga a dyliżans się zatrzyma… Na przystanku życiem zwanym wśród nadziei łąk zielonych dojdzie do mnie ktoś mi znany i uściśnie moje dłonie… Ach! doktorku mój kochany daj mi prozak, albo dwa a dyliżans białej damy niech beze mnie dalej gna
  12. Tak Martusiu! Z dzieciństwa się nie wyrasta tak, jak z butów, które się później wyrzuca.Dzieciństwo zabiera się ze sobą w dorosłe życie,czy się tego chce,czy nie. Pozdrawiam także
  13. Zajrzałem przypadkiem do duszy ciekawy co w środku jej kwili i chłopców znalazłem w niej małych co się o piłkę pobili A innym znów razem, gdy w duszy zgrzyt jakiś poczułem, mrowienie to siebie znalazłem, jak z procy do okna celuję kamieniem Oj! duszo! ty moja duszo! co ciebie tam w środku tak nęka niedługo trzydziestka mi minie ty biegasz wciąż w krótkich spodenkach
  14. Dziękuję za wszystkie komentarze do tekstu "wiersza".Jeżeli chodzi o "stelarz"- sprawa jest jasna.Gorzej natomiast jest z "czule". Rym i rytm narzuca duże ograniczenia , które nie jest łatwo ominąć, nie gubiąc jednego, lub drugiego i w dodatku zachowując przejrzystość i sens. Jestem zwolennikiem "niedzisiejszej" formy pisania, która, jako forma przekazu troszczy się o to, aby czytelnik zrozumiał chociaż częściowo czytany tekst. Nie chodzi mi oczywiście o to, żeby np.poezja, czy też proza "schodziła pod strzechy".Chodzi mi o to, żeby czytelnik, który "nie był na tej dyskotece" chociaż trochę zrozumiał z prezentowanego tekstu. Niestety wielu z tak zwanych piszących uważa, że samo stawianie znaków pisarskich już czyni ich literatami. Prawda jest jednak taka, że jeszcze nigdy kolowe pióra nie zrobiły z kury koguta.Podobną opinię mam także na temat zrywania z kanonami:Tylko orły burząc mury zamczyska,który uznały za swoje więzienie, nie muszą się martwić tym,że tuż za murami znajduje się przepaść. Pozdrawiam serdecznie Fibrol
  15. Kto nie widział potężnych, jak pień drzewa gromów i wody oceanu z nieba otwartego kto nie widział, jak ptaki fruwających domów ten mieni się szczęściarzem- nie widząc niczego W ten dzień niebo pękło, aż po samo słońce i spadło na ziemię dymiącą od piorunów i zlało się w jedno z horyzontu końcem w jęk bólu i grozy sięgając biegunów Komu los żyć pozwolił ten z twarzą z popiołu przebiegał horyzont niewidzącym wzrokiem grzech mierząc do klęski ziemskiego padołu i z kark druzgocącym niebiosów wyrokiem Wzgardzony, obrzydły w czasach obfitości w potrzebie nam wszystko Ciebie przypomina okaż nam w nieszczęściu oblicze litości O! Boże wszechmocny! Ty, którego niema?!
  16. Odlatują ostatnie bociany choć świerszcz jeszcze na skrzypcach gra słońce budzi dzień różem podbarwiany smutek skrył się w porannych mgłach Kołem wielkim usiadły na łące pastelem poranku malowanej - dziękujemy ci lato i słońce za obfitości nam darowane Jeden jeszcze wydziobał coś w trawie drugi gładzi sobie pióra w ogonie trzeci śledzi co pływa po stawie inny chodzi wyraźnie znudzony Jeszcze sobie ostatnie oddają ukłony starsi młodym rad ważnych udzielają jak klucz musi być w locie ułożony i klekoczą i znowu kłaniają - Hej! sąsiedzie! my mamy na pieńku zanim w niebo się wszyscy wzbijemy wejdź do koła ze mną kochanieńku niechaj dzioby w szermierce skrzyżujemy Wtem bocian najstarszy im rzecze - dziś przed nami jest droga daleka więc nie pora do swarów i sprzeczek nie możemy już dłużej czekać I kolejno do nieba się wzbiły rozbieg biorąc po ziemi przed lotem kręgi wielkie nad łąką zatoczyły smutek wypełz na łąkę z powrotem
  17. Cóż to ja mam z życia prócz ciągłej zgryzoty czym ono egzystencji tylko marnej różne gdybym mógł swe troski pozbierać z powrotem to bym je spakował do torby podróżnej... Poszedłbym z tą torbą na peron w Warszawie i wskoczył do pociągu co jedzie do Radości a torba by została na dworcowej ławie i tak bym się pozbył całej zawartości Wysiadłbym z pociągu tam, gdzie ty mnie czekasz żeby kupić bilet na stacji w Miłości dla dwojga z miejscówką znanego mi z daleka pociągu do Szczęścia na trasie do Przyszłości
  18. W ogrodzie z ptasim śpiewem i wśród barw symfonii które by Monet’a urzekły walorem gdzie się motyl z kwiatem o pierwszeństwo gonił spełniły się słowa Kasandry nie w porę Z chmury lawy gnanej i o krwawym rogu na kształt łba Minotaura i z piętnem groteski wśród wężów błyskawic znakiem gniewu bogów miały się dokonać wyroki niebieskie Zadrżało gromami niebiosów sklepienie rozdzierając chmurze bebechy w zenicie i rąbnęły z nieba lodowe kamienie ziemię karząc za to, że śmie rodzić życie Dwa pacierze całe żywiołu armata grzmiała mocą piekieł wśród rozbłysków flesza miotając klepsydrą, co zegarem świata i czasem, co się cofał, to znowu przyspieszał... I.. nagle....ucichło piekielne dudnienie i jakby nigdy nic... wróciło słońce do ruin ogrodu w krajobraz surrealny z ostrym światło-cieniem nad kikuty drzew i kwiatów wśród pustyni z lodu
  19. Ty, co w tym miejscu już stoisz od wieków chwałyś czasy widział i dni pełne skruchy Ty widziałeś klęski nasze cierpienie, niedolę a także dni nadziei, radości, otuchy I dzisiaj tu stoisz milczący, bez słowa choć od modlitw wielu już mdleją nam usta do kogo mamy zatem prośby te kierować byś w opiece swojej nad nami nie ustał Do kogo mamy nasze kierować wołanie gdy ty Panie stoisz i nie mówisz słowa a straże w śnie pogrążone- więc co się z nami stanie gdy pożar dom nasz trawi, a nie ma kto ratować? Nikt nie słyszy już dzwonów, co biją na trwogę krzyki nasze – gore! w martwej giną w ciszy przechodnie w śnie chocholim z okiem wbitym w drogę przechodzą- nikt wołania o pomoc nie słyszy
  20. czasem tylko świruję, ale nie szachraję
  21. Gdy mówisz o miłości, ja nadstawiam ucha i łowię te muzyki z twoich ust płynące i nigdy dość mi słowa i nigdy dość mi słuchać bo dźwięki te dla zwierza, co we mnie - kojące Gdybym cię kochać przestał, to z duszą w niemocy ślepcem byłbym w mroku, co światła wygląda wypędzonym z raju nietoperzem nocy co tylko wie o kwiatach, a nigdy nie ogląda Jakbym twoją stracił, to wpadłbym w otchłanie gdzie księżyc żarem grzeje, a lodem chłodzi słońce więc od losów takich racz mnie chronić Panie gdzie miłość darem piekieł lub niebiosów... żądze
  22. Poranek pierwsze liście złoci strzępy sinawych mgieł rozwiewa ulotny moment – kwiat paproci przed chciwym okiem się otwiera ...... Park postaciami się zaludnił a słońce drzewom skradło cienie miasto, jak co dzień - gwarem dudni twe dzieło rodzi się z cierpieniem Ty przecież farby masz w szkatule i kwadrat bieli na stelażu a tylko teatr parku czule swym okiem pieścisz - mój malarzu Bo jak masz oddać pędzla ruchem wiosenne głosy ptasich chórów i zmienność przelać w płótno suche dźwięków i kształtów i kolorów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...