stoję w bieli
okrywam zimnem swoje ciało
to mój śnieżny płaszcz
chłodne znieczulenie
chroni mnie przed męką
moich własnych uczuć
stajesz obok mnie
Twoje powieki kryją wiosnę
serce tętni ciepłem
usta tchną nadzieją
płaszcz mój topnieje
ocieka wodą skóra
budzą się do życia
zdrętwiałe myśli
wzbierają żyły
życiodajnym sokiem
palce poruszają się
szukając dotyku?
Nie! odpychają Cię...
nie chcę znów uwierzyć
w jedyny, święty cud
lepiej odejdź teraz, już
niech nie wstaje z martwych
to co umrzeć musi znów
zaczyna padać śnieg
wiruje wokół mnie
białych płatków rój
okrywa mnie z powrotem
cichym oślepieniem
już znów bezpiecznie
mogę trwać
zapamiętam jednak
nikły zapach kwiatów
------------
...debiut, litości :)