Jestem teraz tu, gdzie trące swe istnienie,
dziś znów nie spocznie przy mnie śmierci kuzyn,
tu na zewnątrz nie usłyszę już pukanie,
tylko widok zza szyb wciąż milczących twarzy,
ciekawość oczu nie nudzi,
nie słychać pukania, wiec idę,
co krok to więcej łez,
w stłumionych słowach ukryta twarz w dłoniach,
co spłynęła strumieniem do miejskiego rynsztoku,
płyną ich uczucia,
depcze je znów i przesiąkam milczeniem...
doniosłem swój krzyż co wezwał mnie na bunt.